Pan Lodowego Ogrodu, tom 3 - Jarosław Grzędowicz

TRZECIA WIZYTA W LODOWYM OGRODZIE


Pierwszy tom „Pana Lodowego ogrodu” był dla mnie kolejnym poprawnym przedstawicielem Science Fantasy, dobrze napisanym, ale nic poza tym. Seria kupiła mnie jednak po drugiej części, kiedy to przestałem doszukiwać się inspiracji autora i popkulturowych i literackich schematów odtworzonych w jego dziele, a dałem po prostu porwać lekturze. I tak samo było w przypadku trzeciego tomu, w którym swoją drogą Grzędowicz eliminuje, a przynajmniej mocno ogranicza, kilka słabszych elementów swojej twórczości. Zabawa jest więc znakomita, a całość zaczyna powoli zbliżać się do wielkiego finału i łączyć w sobie dotychczasowe wątki.


Zagubiony w kosmosie, wśród smoków, zaklęć dzikich wojowników i lodowych drakkarów. Tak właśnie czuje się główny bohater Vuko Drakkainen, który na Midgaard, planetę podobną do naszej, choć o wiele mniej zaawansowaną technologicznie, trafił z misją ratunkową. Miał wyjaśnić co się stało z poprzednimi badaczami globu, globu, gdzie przestawała działać wszelka technika. Trafił w sam środek magicznej wojny, przekonał się, że wystarczyło kilku Ziemian, by z Midgaardu uczynić piekło, a teraz, przemierzając wody na lodowym drakkarze, chce zająć się tymi, którzy stali się równi bogom. Niestety, jego organizm wciąż płaci cenę za berserkreski szał, w jaki kazał się wprowadzić ledwie dwa dni temu…


A wszystko to oczywiście osadzone w świecie, w którym głębokie średniowiecze łączy się z magią i stworzeniami słusznie określonymi mianem jakby żywcem wyjętych z obrazów Hieronima Boscha. Rozpisane na dwóch wiodących bohaterów, prowadzi nas powoli przez Midgaard, nieśpiesznie odkrywając jego cuda i przybliżając nas do rozwiązania. Ale akcja, jak to miało miejsce w poprzednich częściach, urywa się kolejną retardacją, zastawiając nas w niepewności, w oczekiwaniu na wielki finał. Dobrze więc, że czytelnicy, którzy obecnie dopiero zapoznają się z całą opowieścią, robiąc to za sprawą kolekcji Mistrzowie Polskiej Fantastyki, nie muszą czekać zbyt długo na ciąg dalszy. Szczególnie, że „Pan Lodowego Ogrodu” to jedna z najlepszych polskich serii Science Fantasy.


Co jest w niej dobrego? Wiele rzeczy. Udana jest już sama fabuła, może nieprzesadnie skomplikowana, ale dostarczająca dobrej rozrywki w fantastycznych realiach. Grzędowicz z marzycielskim zacięciem rozwodzi się nad cudami swojego świata. Całkiem nieźle zresztą pomyślanego. Nieźli są też bohaterowie. Psychologicznie pogłębieni? Nie, ale też i nierażący prostotą i posiadający swoje indywidualne cechy. Najlepszy wciąż jednak pozostaje styl, szorstki i nie tak prosty, jak w olbrzymiej większości rodzimej fantastyki. Czasem bywa potoczny, ale w dobry i co więcej umotywowany sposób. W trzecim tomie „Pana Lodowego Ogrodu” Grzędowicz porzucił na szczęście część swojego humoru (ten nie zniknął jednak), a także często nadmiernie kwieciste porównania. Jego twórczość rozwija się w coraz lepszą stronę, a finał tej serii zapowiada się naprawdę intrygująco.



Nie pozostaje mi więc nic innego, jak polecić Waszej uwadze „Pana Lodowego Ogrodu”. Miłośnicy fantastyki, wcale nie tylko rodzimej, na pewno nie zawiodą się tym cyklem. A że wydanie w ramach kolekcji jest i znakomite, i tanie, dostaną w swoje ręce solidną dawkę dobrej fantastyki w naprawdę atrakcyjnej cenie.
4


Komentarze