PRZED
„PARKIEM JURAJSKIM”
W tym roku mija ćwierćwiecze od
powstania „Jurassic Parku”, filmu opartego na powieści Michaela Crichtona z
1990 roku. W tym roku mija także dziesięć lat od śmierci pisarza. Wspominam o
tych dwóch rzeczach nie przypadkiem, bowiem właśnie na rynek trafiła najnowsza
powieść amerykańskiego autora. „Smocze kły”, bo o niej mowa, to książka
napisana w roku 1974, ale wydana dopiero pośmiertnie. A jest to pozycja ważna,
bo stanowiąca zapowiedź „Parku Jurajskiego” właśnie – i przy okazji naprawdę
udana, choć fakt, że nie wydano jej za życia kazał domniemywać coś zupełnie
innego.
Rok 1876, Ameryka, Dziki Zachód.
Czas kowbojów, walk z indiańskimi plemionami, gorączki złota, bezprawia,
niewyobrażalnego okrucieństwa, a zarazem przygód. William Jason Tertullius
Johnson, jak wskazuje już samo jego nazwisko, pochodzi z elit. Syn armatora z
Filadelfii, student Yale College, jak wielu mu podobnych, jest rozpuszczony,
leniwy i chce przede wszystkim spełniać swoje zachcianki. Ale jego życie
wywraca się do góry nogami, kiedy jeden z jego kolegów, a zarazem rywali,
podpuszcza go do wykazania się męstwem. William, chcąc dorównać koledze, który
był w Kansas City, oznajmia, że on także zamierza wybrać się na Dziki Zachód.
Pierwsze, co przychodzi mu do głowy, to ekspedycja sławnego paleontologa,
profesora Marsha. Zakład zostaje przyjęty, żaden z chłopaków nie zamierza
przegrać, William cudem dostaje się do ekipy naukowca, jako fotograf, niestety
szybko Marsh uznaje go za szpiega swojego konkurenta, Cope’a, a student zostaje
porzucony w samym środku miasta, w którym nie chciałby się znaleźć. Tak zaczyna
się jego wielka przygoda u boku samego Cope’a, która pokaże mu prawdziwe
oblicze Dzikiego Zachodu…
Michael Crichton był autorem
niezwykłym. Być może wystarczyłoby wspomnieć fakt, że jest jedynym pisarzem,
który w jednym roku miał na swoim koncie najbardziej popularny film, serial i
powieść, ale byłoby to wielkim niedomówieniem. To on bowiem dał nam takie
książki, jak sfilmowane „Andromeda znaczy śmierć”, „Kongo”, „Kula”, „Wschodzące
słońce” czy „Park Jurajski”, stworzył też serial „Ostry dyżur”. A to,
oczywiście, między innymi. Ja, co prawda, nigdy nie byłem wielkim fanem jego
twórczości. Doceniałem i doceniam naukową stronę powieści Crichtona, zagłębianie
się w temat, ukazywanie nam jak najbardziej realnych wizji i niezwykłą
wyobraźnię, jednak zawsze było w tym coś zachowawczego. Pewna sterylność typowa
dla tekstów z gatunku literatury faktu, co nie do końca pasowało mi w
twórczości z założenia przecież przygodowej.
W „Smoczych kłach” jest podobnie. Znajdziecie
tu pewien dystans, mający przekonać nas, że mamy do czynienia z relacją z
prawdziwych zdarzeń, a nie fikcją (o czym dodatkowo zapewnia mnóstwo postaci
historycznych, pojawiających się na kartach powieści), ale też i niezwykłą siłę
wyobraźni. Przygodę, klimatyczną treść i zapowiedź największych pomysłów pisarza.
„Smocze kły” śmiało można uznać nawet za prequel „Parku Jurajskiego”, opowiada
w końcu o początkach paleontologii. I to w fascynujący sposób – tym ciekawszy,
że przecież ta gałąź nauki nie kojarzy nam się zbytnio z Dzikim Zachodem.
Poza tym Crichton pisze dobrze –
lekko, prosto, przyjemnie. Dużo tu faktów, dużo wiedzy, ale podanej w
przystępny sposób i włożonej w interesujące ramy. Miłośnicy nauki, jak również
westernów, fantastyki i książek przygodowych będą z tej powieści bardzo, bardzo
zadowoleni. Ja ze swej strony polecam gorąco, bo „Smocze kły”, mimo mojego narzekania,
to naprawdę świetna lektura, a mi osobiście przypomniała dziecięce marzenia o zostanie
paleontologiem. Marzenia zbudowane przecież na fali popularności tematyki
dinozaurów we wczesnych latach 90., która była zasługą Crichtona właśnie.
Komentarze
Prześlij komentarz