Spider-Man: Czarny kostium i krew – J.M. DeMatteis, Alyssa Wong, Dustin Nguyen, J. Michael Straczynski, Erica Schultz, Dan Jurgens, Greg Weisman, Justina Ireland, Al Ewing, Leonardo Romero, G. Willow Wilson, David Michelinie, Hayden Sherman, Elena Casagrande, Fran Galán, Sumit Kumar, Kraig Yeung, Marcelo Ferreira, Roberto Poggi, Brett Breeding, Javi Fernández, Netho Diaz, Cam Smith, Juann Cabal, Valentina Pinti, Tadam Gyadu

BACK IN BLACK

 

Kolejny tom serii „Czerń, biel i krewa” poświęcony został postaci Spider-Mana, ale z czasów, gdy nosił swój czarny kostium. No i tom to, jak tom – nic szczególnego, naprawdę udanych historii jest ledwie kilka plus cała masa zapchajdziur (dlatego, kiedy wydawano to w oryginale, zeszytowo, na każdy zeszyt przypadało średnio jedno warte uwagi nazwisko), które bywają co najwyżej niezłe. Gdyby tak wybrać to, co naprawdę dobre, wyszedłby z tego zeszyt, nie album, ale zrobiono album i ten jako ogół jest niezły, ale też i pełen zbędnego materiału, który albo nic nie wnosi, albo wnosi niewiele.

 

Zaczyna się jednak bardzo dobrze – od „Utraty twarzy” DeMatteisa, która wraca do czasów „Ostatnich łowów Kravena” (jakżeby inaczej, on tą historią żyje od dekad i nie ma się co dziwić), by pokazać nam losy przestępcy, od pożegnania którego zaczęła się tamta opowieść. i to jest świetne. jest pomysł, jest niezła psychologia i porcja emocji / wzruszeń. Dlatego dwie kolejne historie („Coś w domu” o odczuciach MJ względem symbionta i „Dysmorfia” o uciekaniu przed symbiontem) wypadają jeszcze gorzej. Treści w nich żadnej, rysunki kiepskie, postacie nieciekawe i nawet nic z nich nie wynika, jakby wziął fragmenty jakichś komiksów, które redaktor kazał wywalić z głównej serii, bo do niczego się nie nadawały. Po nich mamy bardzo dobre „Przejście w czerń” Straczynskiego – niby prostą historię o wewnętrznej rozmowie Petera i symbionta, ale odkrywającego w tym wszystkim coś nowego i korespondującego z symbiotycznym kodeksem znanym z serii o Venomie. Szkoda tylko, że rysunki w niej są tak nijakie.

„Na skraju furii” Erici Schultz to zaś historia bardzo wtórna, pokazująca jak Spider pod wpływem kostiumu katuje przeciwnika – w zasadzie stały motyw tego zbioru – ale z niezłym finałem, który trochę ratuje kicz akcji. Plus nienajgorsze ilustracje. „Hamburgery, frytki i krew” Dana Jurgensa to za to historia, która ma bardzo fajny, zimowy klimat i idzie w humor, połączony z akcją, gdzie głodny Peter nie może zjeść, bo znów musi pomagać. I chociaż Jurgens rysuje tu w sposób dziwnie pokraczny i bez trzymania proporcji postaci, nastrój komiksu podnosi poziom tej nieskomplikowanej, czasem naiwnej, ale w sumie sympatycznej opowiastki. Za to historia „Szok i niedowierzanie” naprawdę ujmuje szatą graficzną, niestety fajny patent na opowiadanie, gdzie nieprzytomny Peter w umyśle zmaga się z symbiontem, który przejął jego ciało i rozprawia się z bezlitośnie z wrogiem, psuje naciągany i naiwny finał (acz ostatni kadr nieco ten minus naprawia).

„Patrol osiedlowy”… No ta historia miała potencjał, ale zabiła ją zbyt mała ilość stron, bo Spider prowadzi tu śledztwo w sprawie zniknięcia sąsiadki. Z tym, że to śledztwo nie ma szans się rozwinąć, kończy się nim się na dobre zacznie, a reszta to sztampowa akcja z niezłą grafiką, ale nadmiarem komputera odbierającym serce i ducha opowieści. „Co się stało z Master Bloodem?” to historia, która ma swój urok, ale… Wracamy tu do „Tajnych wojen” i poznajemy postać największego łotra w dziejach – Master Blooda, który stara się odkryć sekrety miejsca, w którym znalazł się wraz z innymi łotrami. Próba zanalizowania czym właściwie w tym miejscu był czarny kostium niewiele przynosi, a choć retro-akcja, pełna kiczowatych dialogów ma pewien urok, całe to retconowanie i bardzo wtórna fabuła (ileż to razy była już postać, której nie znamy, a która istniała w uniwersum od początku i miała wielkie znaczenie) częściej niż frajdę, serwowały mi zgrzytanie zębami. Podobnie „Kamień węgielny”, który serwuje nam nijakie, znów takie samo, choć tym razem oparte na graniu na sentymentach, starcie z Mystrerio. Nuda.



„Poprzednie wcielenia”. Czyli G.Willow Wilson, którą bardzo lubię, a która tu tworzy jednak strasznego przeciętniaka o tym, jak Spider może ocalić dużo ludzi, ale musiałby się włamać, a on prawa nie złamie, więc… prosi o pomoc Czarną Kotkę i włamują się oboje. Sensu w tym żadnego, fabuły prawie też. Logika leży, kwiczy i robi pod siebie, a poważny ton nijak nie pasuje Wilson. Za to rysunki, chyba najmroczniejsze w całym albumie, przypadły mi do gustu. „Tarcza Achillesa” zaś to historia, która na wtórnym motywie buduje coś fajnego, mimo naiwności. Michelinie bierze tu na warsztat znany motyw: facet tworzy środek, który ma być idealną warstwą ochronną na różne rzeczy, ale sam staje się jego ofiarą, więc zostaje złolem, chociaż złolem w sumie nie jest. Bywa infantylnie, ale – mimo słabych rysunków – jest całkiem ujmujące. Album wieńczy zaś historia „W głowie planisty”, która moim zdaniem bardziej pasowałaby do „Batmana”, niż „Spider-Mana”, ale daje radę. Osnuta na kolejnym wtórnym motywie (na myśl od razu przywodzi choćby wątki ze Spider-Tracer Killerem z „Brand New Day”), prezentuje nam śledztwo Spidera w sprawie mordercy, który zostawia ofiary przebrane w jego kostium. Może i gra na sentymentach tych, którzy lubią ramotki z lat 60., ale w fajnym stylu – i ma bodajże najlepszą szatę graficzną w całym tomie.

I to tyle.

 


Kiedyś gdzieś czytałem taką ciekawostkę, że krótkie czarnobiałe historie publikowane jako bonus do serii „Batman: Gotham Knights”, zbierane potem w różne tomy „Batman Black & White”, powstawały za marne grosze, co miało tłumaczyć dlaczego ich jakość najczęściej była niska. Nie wiem, ile w tym prawdy, ale jeśli tak było, chyba również niniejsza antologia musiała powstawać na podobnych zasadach. Większość historii jest wysilona i wtórna, jakby pisana na kolanie i podobnie rysowana, opiera się w zasadzie na tym, że Spider-Man pod wpływem symbionta stał się zły i robi krzywdę tym złym. Nieliczne wyłamują się z tego schematu i są one najlepsze (poza tą Ala Ewinga z kiepskim retconem – ona wyłamuje się tym, że tam nawet nie ma Spidera, ale reszta… Pisałem już o tym). Nie ma tu też eksplorowania innych motywów, niż te z „Alien Costume Sagi”, bo to antologia stworzona z okazji jej 40-lecia. No i w sumie fajnie poczytać, jak takie historie coś tam dodają, wracają do sentymentalnych i kultowych wątków, nawet jeśli robią to często zwyczajnie słabo, ale jednak oceniając komiks obiektywnie, to niestety nic specjalnego.

 

Czy trzeba znać te stare historie? Niekoniecznie, warto, bo to się wszystko przeplata, ale też i wszystko jest tu w zasadzie wyjaśnione, przypomniane etc. Zresztą proste jest. Najlepszy jest DeMatteis, po nim Straczynski, potem długo, długo nic, ale jest parę niezłych rzeczy. I tyle. Typowa robota, jakich wiele, z ilustracjami, które najczęściej są bezdusznie komputerowe i nie robią wrażenia. Cieszę się, że rzecz wyszła po polsku, bo cieszę się z powrotu kilku nazwisk do Pająka (poza dwoma panami wspomnianymi powyżej Michelinie, który przecież symbionty stworzył czy Jurgens, który w Polsce z serią praktycznie nie jest kojarzony, a jednak choćby za „Sagi klonów” pokazał nieco fajnego) i jako fan symbiontów chętnie to wszystko przeczytałem. Ale to kolejna taka antologia, która nie robi wielkiego wrażenia i nie zostaje w pamięci na dłużej. Szkoda, że czasy, kiedy powstawały takie zbiory, jak „Batman: Black & White” (ten pierwszy, wiadomo), gdzie niemal każda historia miała coś do zaoferowania, minęły długie lata temu i chyba już nie wrócą.

Komentarze