YOTSUBA
KONTRA ŚWIAT
Jeżeli czytacie „Bakumana”, z
pewnością wiecie, jaki ciężki jest los mang stricte humorystycznych. Najlepiej
sprzedają się bitewniaki, dlatego prędzej czy później każda komedia musi się
albo przerodzić w coś takiego (zobaczcie jak początkowe rozdziały chociażby
„Dragon Ball” różnią się od tego, co było potem), albo zwolnić miejsce dla
innych tytułów. Dlatego każda seria oparta na dowcipach, która wybiła się na
tyle, by stać się hitem warta jest poznania, bo musi mieć w sobie to coś. Tak
było z „Dr. Slumpem” (który doczekał się aż 18 tomów – w Polsce podzielonych na
36) i tak jest z „Yotsubą!”, liczącą obecnie 14 tomików i wciąż ukazującą się
dalej, która nie dość, że rozbraja i śmieszy niemal do łez, to jeszcze jest
całkiem niegłupia i bardzo wciągająca.
Fabuła, jak to w takich przypadkach
bywa, składa się z wielu luźno ze sobą powiązanych historii – skeczy bym rzekł.
Wszystko sprowadza się jednak do tego, że mała Yotsuba przeprowadziła się z
ojcem do miasta. Nieznająca życia dziewczynka spędza czas psocąc i zadając się
z sąsiadkami, którym też potrafi przysporzyć kłopotów. Co czeka na nią w tym
tomie?
Jak zwykle wiele szalonych i
nieoczekiwanych przygód. Dla niej nawet gra w badmintona nie kończy się tak,
jak to ma w zwyczaju, co więc będzie, kiedy Yotsuba wybierze się na ryby?
Jednego można być pewnym, w jej towarzystwie nie sposób się nudzić. A na
horyzoncie już czają się kolejne problemy, bo oto ktoś złamał serce Fuuce! Kto
śmiał to zrobić? To najmniejszy z problemów, bo kiedy Yotsuba zajmie się tą
kwestią, jednego można być pewnym: nic już nie będzie takie samo, a żadna
tajemnica długo tajemnicą nie pozostanie…
Jeżeli lubicie się śmiać – a kto
nie lubi? – i chcecie opowieści, która jednocześnie nie obrazi Waszej
inteligencji, a poprawi humor i autentycznie Was wciągnie, „Yostuba!” to rzecz
dla Was. W świetnie napisanych, krótkich opowieściach, bohaterowie i sam świat
przeglądają się w tytułowej dziewczynce, jak w krzywym zwierciadle, co staje
się przyczyną wielu komicznych sytuacji. Yotsuba rozbraja nas swoim myśleniem i
logiką – rzeczami mocno kojarzącymi się np. z „Mikołajkiem” czy „Dziennikiem
cwaniaczka”, że sięgnę po przykłady literackie. Jeśli zaś chodzi o podobieństwa
mangowe, to nie przypadkiem wspomniałem na wstępie „Dr. Slumpa” Akiry Toriyamy
– tu i tam mamy bowiem dziewczynkę nierozumiejącą za bardzo świata, ale
doskonale zarazem radzącą sobie z tym, co niesie rzeczywistości. Tu nie ma
jednak fantastyki, ale zastąpiła ją udana strona obyczajowa, nuta satyry i
kilka aktualnych kwestii.
A wszystko to zostało znakomicie
zilustrowane. Owszem, kreska jest typowa dla mang humorystycznych, a więc
prosta, cartoonowa, a autor stroni od czerni, ale taka właśnie być powinna.
Kiedy trzeba, jest też klimatyczna, a przede wszystkim wpada w oko. Wszystko
to, razem wzięte, składa się na kawał
świetnego komiksu. O niebo lepszego, niż można by sądzić po przynależności
gatunkowej. Ja ze swej strony polecam gorąco.
Komentarze
Prześlij komentarz