Nie ma co owijać w bawełnę. Po
świetnych seriach „Superior Spider-Man” i „Amazing Spider-Man Vol. 3”, nadszedł
niestety czas znaczącego spadku formy. Ba, nie przesadą będzie powiedzieć, że
otwarcie czwartego volume’u przygód Człowieka-Pająką jest najsłabszym otwarciem
w historii tej serii. Na dodatek pełnym wtórnych pomysłów czerpanych z niezbyt
wartych inspiracji źródeł i obierających ścieżkę, która do Petera nie pasuje.
Dopiero pod koniec albumu robi się ciekawiej. Czy warto więc sięgać po ten tom?
Mimo wszystko tak, bo wraz z kolejnymi częściami fabuła znów stanie się
ciekawsza, a nadchodzące zeszyty przyniosą wiele istotnych zmian w życiu
Parkera, do których wprowadzeniem staje się właśnie „Globalna sieć – wrogie przejęcie”.
„Tajne wojny” się skończyły.
Wszystkie serie Marvela natomiast zaczynają się osiem miesięcy później – i w
tym miejscu zaczynają się także najnowsze przygody Spider-Mana. Co mogło przez
ten czas zmienić się w jego życiu? Więcej, niż sądziliście.
Peter stoi teraz na czele wielkiej,
międzynarodowej firmy. Smartfon na rękę produkcji Parker Industries, podbija
świat. Placówki Parker Industries prężnie działają w najróżniejszych krajach. Jest
nawet fundacja wujka Bena, a Peter zatrudnił dublera Spider-Mana, by mógł się
razem z nim pokazywać. Ale sielanka nie trwa wiecznie, bo oto ktoś wykrada jego
technologię i wszystko wskazuje na to, że w firmie jest szpieg. Jakby tego było
mało, na scenę wkracza odrodzony Zodiak, z którym trzeba będzie sobie poradzić,
a na tym nie koniec, bo oto gdzieś tam wciąż czai się Otto, a tajemniczy
osobnik odwiedza wrogów Pajęczaka, składając im pewną propozycję…
Kiedy ten zeszyt miał swoją
premierę, „Tajne wojny” ciągle jeszcze trwały, a jednak twórcy marvelowskich
serii postanowili pokazać już jakie życia wiodą bohaterowie po ich zakończeniu.
Bo i po co czekać, skoro każdy wie, że potentat komiksowy nie zarżnie żadnej z
tych znoszących złote jajka kur a zniszczenie wszechświatów tak czy inaczej
odwróci? Twórcy mieli jednak kilka miesięcy przerwy, dzięki którym nie tylko
mogli stworzyć poboczne opowieści dziejące się w Bitewnym Świecie, ale także i
zastanowić się nad przyszłością swoich serii. Slott wpadł na pomysł, by
Peterowi w końcu wypaliło. By został prezesem własnej firmy, stał się znany na
cały świat i pomagał ludziom także na polu naukowo-technologicznym, a nie tylko
jako heros. W konsekwencji jednak zmienił go w kopię Tony’ego Starka, może
odartego z alkoholizmu i statusu playboya, niemniej niewiele różniącego się od pierwowzoru.
I to pierwsza rzecz, która zgrzyta.
Wtórności jednak nie brak i w całej
reszcie. Na początku Peter mierzy się z problematyką naprawienia świata tak, by
w ogóle wart był ratowania – co samo w sobie jest kwestią ciekawą, ale tak już wyeksploatowaną
przez medium komiksowe, że można było ją sobie darować. Potem pojawiają się „tradycyjni”
przeciwnicy, ale i oni są odarci z oryginalności. Nie inaczej jest z
gadżetami. Peter swoimi wynalazkami podbił świat, śmiga po nim w swoich Spider-pojazdach,
ma mnóstwo najróżniejszych sprzętów, ale… Właśnie, lata temu Marvel na siłę
wciskał podobne gadżety do komiksów, chcąc sprzedać zabawki, które wypuszczał
wówczas na rynek. Slott w pewien sposób składa tu hołd tamtym czasom, niemniej
nie na takim poziomie, jakiego bym oczekiwał.
Ale oczywiście mamy tu akcję, mamy
humor, placem zabaw Spider-Mana przestał być Nowy Jork, a stał się cały świat,
ale brak tu trochę spójności. Wielkie zmiany nie robią większego wrażenia, choć
trzeba przyznać, że całość jednocześnie nie nudzi. Album czyta się szybko,
pojawiają się w nim także wątki, które w przyszłości zostaną rozwinięte w coś interesującego
(z niecierpliwością czekam na świetny pajęczy event „Dead No More: Clone
Conspiracy”), a rysunki są całkiem udane i uzupełnione o naprawdę dobry kolor (plus mamy świetne okładki), niemniej
jednocześnie czegoś tu brakuje.
Kiedyś, przy okazji filmu
„Hancock”, jeden z krytyków napisał, że im lepszy staje się bohater, tym gorzej
ogląda się sam obraz. Podobnie rzecz ma się z tym Spiderem – im lepiej wiedzie
się Peterowi, tym gorzej wychodzi to samej serii. Ale już w tym tomie wszystko
powoli zaczyna się sypać, a całość bardzo powoli wraca na wcześniejsze tory. Fani
Spider-Mana mogą więc śmiało po „Globalną sieć” sięgnąć. Nie jest to szczególnie
udana opowieść, ale stanowi wstęp do czegoś dobrego i choćby dlatego warto ją
poznać. Ci jednak, którzy za Pająkiem nie przepadają, na pewno nie przekonają
się do niego po tym komiksie.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza