Akame ga Kill #11 - Takahiro, Tetsuya Tashiro

DZIKI GON


„Akame ga Kill” nie zwalnia tempa – właściwie tyle wystarczyłoby powiedzieć, by w skrócie scharakteryzować ten tom. Przynajmniej dla miłośników serii. Ale podchodząc do niej szerzej trzeba dodać, że to typowy shounen osadzony w realiach fantasy, a to już mówi wszystko. A dokładniej, że na czytelników czeka kawał dobrej, szybkiej rozrywki, gdzie nie brak walk, krwi, odrobiny erotyki i szczypty humoru.


Night Raid kontra Wild Hunt! Gdy nasi bohaterowie polują na wrogów, Tatsumi i Lubbock udają się na zwiady. Pech chce, że zostają schwytani przez Shurę. Co zrobią z nimi wrogowie? Jedno jest pewne, nie wszyscy wrócą do domu, pytanie jednak po której stronie będą ofiary…


„Akame ga Kill” na początku urzekło mnie podobieństwem do „Naruto”, którego darzę sporym sentymentem, jako że był pierwszą mangą, która nawet w dobrym stylu zdołała wypełnić w moim czytelniczym życiu pustkę po zakończonym wówczas „Dragon Ballu”. Podobna mechanika świata, brak ożywiania martwych bohaterów, wrzucenie do świata niczym z fantasy elementów jakże do niego nie pasujących… Oczywiście „Akame” już w tym momencie miała swój własny charakter i z czasem to on zdominował opowieść, choć zasadniczo w serii nic nie zmieniło się od samego początku.


Na szczęście twórcy nie poprzestali jedynie na takiej inspiracji i stworzyli coś naprawdę udanego. Łącząc elementy rodem z fantasy i horroru, kobiecy oddział zabójców jakby wzięty z „Kill Billa” i wszystkie najważniejsze shounenowe motywy, otrzymali emocjonujący, czasem nawet poruszający efekt finalny, w którym nie brak bardziej nieoczywistych rzeczy. W odróżnieniu od „Dragon Balla” nie ma tu ciągłego przechodzenia złych na stronę dobra, są za to czarne charakter, które pozostają sympatyczne i dobre (tak, tak, to nie przejęzyczenie), a czytelnik może się z nimi identyfikować i im współczuć. Pozytywne postacie też nie są wcale do końca tak pozytywne, a wątek miłosny między wrogami dodaje całości pikanterii.


Najważniejsza jest tu jednak akcja, a tej nigdy nie brakuje, bo nawet w spokojniejszych momentach króluje napięcie, jak to na ciszę przed burzą przystało. Zagrożenie czai się wszędzie i robi to ciągle, a jest ono przedstawione w sposób realny i przekonujący. Sama dynamika walk natomiast wciąga, a ich poprowadzenie dostarcza wielu emocji. Świetna szata graficzna, może i uproszczona, ale pełna mroku i dobrze oddanych makabrycznych detali wprowadza natomiast znakomity klimat, a jednocześnie pozostaje wyrazista i dostatecznie lekka, by spodobać się wszystkim miłośnikom shounenów.


Jeśli lubicie ten gatunek mangi – a patrząc na statystki, chyba nie ma czytelników, którzy by go nie znosili – koniecznie poznajcie „Akame ga Kill”. To kawał dobrego komiksu dla starszych nastolatków, który czyta się z dużą przyjemnością. Polecam.

Komentarze