Promethea, tom 1 - Alan Moore, J.H. Williams III, Mick Gray

METAFIZYKA, SYMBOLIKA I FILOZOFIA


Alan Moore od zawsze przesycał swoje komiksy symboliką, wiele ich elementów czerpał z mitologii, a w końcu otwarcie zaczął wypełniać je swoją fascynacją okultyzmem, filozofią i religijnymi przekonaniami. Wszystkie te elementy mocno widoczne były choćby w „Prosto z piekła”, „Promethea” jednak to zwieńczenie owego procesu. Wyszło z tego dzieło specyficzne. Nie tak porażające, jak najsłynniejsze utwory brytyjskiego geniusza, ale absolutnie warte poznania i jak najbardziej pozytywnie wyróżniające się na tle podobnych serii.


W V wieku naszej ery chrześcijanie zagrażają egipskim magom. Jeden z nich, by ratować córką przed masakrą, wysyła ją na pustynię. Ma nadzieję, że ocalą ją bogowie dawnego świata, nie ma jednak pojęcia, co czeka małą Prometheę…

Rok 1999. Studentka Sophie Bangs pisze pracę na temat Prometheii właśnie. Ta tajemnicza postać przez wieki pojawiała się w pracach najróżniejszych artystów, ale właściwie niewiele o niej wiadomo. W trakcie zagłębiania tematu dostaje jasne ostrzeżenie, że nie chce się w to zagłębiać. Dziewczyna niezrażona kontynuuje swoje poszukiwania, nieświadoma do czego ją to wszystko doprowadzi. Gdy zaczyna czyhać na nią realne zagrożenie, Sophie wkracza w świat magii i odkrywa swoje nowe przeznaczenie…


„Promethea” ze strony krytyków spotkała się zarówno z mnóstwem pochwał, jak i wytykaniem wtórności względem wcześniejszych pomysłów Moore’a. Zarzucano mu także brak subtelności w poruszaniu niektórych kwestii – bo autor wprost wytyka tu nam niektóre rzeczy i grozi palcem, zamiast skłonić do myślenia. Ale jednocześnie scenarzysta jest w stanie skłonić nas do refleksji, serwuje nam przy tym konkretną akcję, wiele fantastycznych wizji, a także solidną dawkę głębi i przesłania, na brak których tak bardzo cierpią komiksu głównego nurtu. Nic dziwnego, że „Promethea” doczekała się – jak większość prac Moore’a – kultowego statusu.


Ale równie świetne co treść, a może nawet i jeszcze lepsze, są ilustracje zdobiące tą serię. W szczególności prace J.H. Williamsa III, autora genialnych grafik do „Sandman: Uwertura”. Tu co prawda rysownik nie wspina się tu na takie wyżyny swego talentu, jak we wspomnianej miniserii, ale jego prace są realistyczne, czyste, przepełnione detalami, wyczuciem i budującym świetny klimat światłocieniem. Do tego dochodzi dobry kolor i tradycyjnie rewelacyjne wydanie, uzupełniające całość naprawdę znakomicie.


I tak oto w ręce czytelników trafia kolejna pozycja, której koniecznie powinni się przyjrzeć. Nawet jeśli nie jest to najlepszy z komiksów Moore’a i tak bije na głowę większość dokonań innych autorów. Dlatego jeśli szukacie dobrego komiksu, niebanalnego i z ambicjami, „Promethea” na pewno Was zadowoli.


Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.



Komentarze