METAFIZYKA,
SYMBOLIKA I FILOZOFIA
Alan Moore od zawsze przesycał
swoje komiksy symboliką, wiele ich elementów czerpał z mitologii, a w końcu
otwarcie zaczął wypełniać je swoją fascynacją okultyzmem, filozofią i
religijnymi przekonaniami. Wszystkie te elementy mocno widoczne były choćby w
„Prosto z piekła”, „Promethea” jednak to zwieńczenie owego procesu. Wyszło z
tego dzieło specyficzne. Nie tak porażające, jak najsłynniejsze utwory
brytyjskiego geniusza, ale absolutnie warte poznania i jak najbardziej
pozytywnie wyróżniające się na tle podobnych serii.
W V wieku naszej ery chrześcijanie zagrażają
egipskim magom. Jeden z nich, by ratować córką przed masakrą, wysyła ją na
pustynię. Ma nadzieję, że ocalą ją bogowie dawnego świata, nie ma jednak
pojęcia, co czeka małą Prometheę…
Rok 1999. Studentka Sophie Bangs
pisze pracę na temat Prometheii właśnie. Ta tajemnicza postać przez wieki
pojawiała się w pracach najróżniejszych artystów, ale właściwie niewiele o niej
wiadomo. W trakcie zagłębiania tematu dostaje jasne ostrzeżenie, że nie chce
się w to zagłębiać. Dziewczyna niezrażona kontynuuje swoje poszukiwania,
nieświadoma do czego ją to wszystko doprowadzi. Gdy zaczyna czyhać na nią
realne zagrożenie, Sophie wkracza w świat magii i odkrywa swoje nowe
przeznaczenie…
„Promethea” ze strony krytyków
spotkała się zarówno z mnóstwem pochwał, jak i wytykaniem wtórności względem wcześniejszych
pomysłów Moore’a. Zarzucano mu także brak subtelności w poruszaniu niektórych
kwestii – bo autor wprost wytyka tu nam niektóre rzeczy i grozi palcem, zamiast
skłonić do myślenia. Ale jednocześnie scenarzysta jest w stanie skłonić nas do
refleksji, serwuje nam przy tym konkretną akcję, wiele fantastycznych wizji, a
także solidną dawkę głębi i przesłania, na brak których tak bardzo cierpią
komiksu głównego nurtu. Nic dziwnego, że „Promethea” doczekała się – jak
większość prac Moore’a – kultowego statusu.
Ale równie świetne co treść, a może
nawet i jeszcze lepsze, są ilustracje zdobiące tą serię. W szczególności prace J.H.
Williamsa III, autora genialnych grafik do „Sandman: Uwertura”. Tu co prawda
rysownik nie wspina się tu na takie wyżyny swego talentu, jak we wspomnianej
miniserii, ale jego prace są realistyczne, czyste, przepełnione detalami,
wyczuciem i budującym świetny klimat światłocieniem. Do tego dochodzi dobry
kolor i tradycyjnie rewelacyjne wydanie, uzupełniające całość naprawdę
znakomicie.
I tak oto w ręce czytelników trafia
kolejna pozycja, której koniecznie powinni się przyjrzeć. Nawet jeśli nie jest
to najlepszy z komiksów Moore’a i tak bije na głowę większość dokonań innych
autorów. Dlatego jeśli szukacie dobrego komiksu, niebanalnego i z ambicjami,
„Promethea” na pewno Was zadowoli.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz