MROCZNY
SPIDER-MAN
Na wznowienie tych komiksów fani
Spider-Mana czekali od lat. Większość z nich bowiem ukazało się w latach 90. XX
wieku na łamach „Mega Marvela” i serii „Amazing Spider-Man” wydawanych przez
TM-Semic. Dwie z nich na dodatek znalazły się na liście 10 najlepszych komiksów
o pajęczaku wydanych w naszym kraju, a jakby tego było mało już wkrótce po
premierze pierwsza ich część, „Torment”, na rynku wtórnym zaczęła osiągać
astronomiczne kwoty, sięgające dziesięciokrotności ceny okładkowej. Co sprawiło,
że opowieści te zyskały takie uznanie i kult? Wiele rzeczy, od niesamowitego
klimatu zaczynając, na iście filmowej, wcześniej w naszym kraju niespotykanej
narracji skończywszy. I nawet teraz, ćwierć wieku później, „Spider-Man” Todda
McFarlane’a niezmiennie robi duże wrażenie i stanowi jedną z najlepszych
opowieści o Człowieku Pająku wydaną na naszym rynku. A imponująca zbiorcza
edycja dopełnia całości, pokazując, jak takie opowieści powinno się wydawać.
Dźwięk bębnów. Rozlana w zaułkach
krew. Tajemnice.
Gdy Nowym Jorkiem wstrząsa seria
morderstw, poddany działaniu narkotyków Spider-Man będzie musiał stawić czoła
jednemu ze najcięższych wyzwań w swojej karierze. Nie dość, że w jego żyłach
krąży śmiercionośna trucizna, to jeszcze oszalały Lizard stanowi zagrożenie dla
każdego, nie tylko naszego Pajęczaka. Co gorsza za wszystkim tym stoi pewna
postać, której tajemnica doprowadzi Człowieka Pająka na skraj szaleństwa.
A to zaledwie początek. Gdy Hobgoblin
staje się prawdziwym demonem, a jego działania doprowadzają do tragedii,
Spider-Man i Ghost Rider łączą siły by go powstrzymać i ocalić duszę małego
chłopca. Potem Pater zostaje wysłany przez gazetę do przygotowania reportażu na
temat zbrodni dokonanej przez Wendigo. W oszalałym ze strachu mieście
Spider-Mana i przybyłego na miejsce Wolverine’a czeka kolejne ciężkie zadanie. A
na koniec Pajęczak przeżyje wspólną przygodą z X-Force!
Kiedy w latach 80. XX wieku
kanadyjski scenarzysta i rysownik, późniejszy ojciec „Spawna”, Todd McFarlane
przejął rysowanie serii „Amazing Spider-Man” (współtworząc przy okazji postać Venoma),
popularność jego mrocznych, szczegółowych, pełnych dynamiki i łagodnego
erotyzmu grafik przerosła najmniejsze oczekiwania. Dlatego kiedy zechciał
samemu zająć się i pisaniem, i rysowaniem, Marvel stworzył dla niego tytuł „Spider-Man”.
McFarlane wykorzystał daną mu szansę, przenosząc postać na mroczniejszy niż
dotąd grunt (fakt, że trwała tzw. Mroczna Era Komiksu, która pozwoliła twórcom
na podejmowanie tematów dotąd unikanych, nie pozostał tu bez znaczenia). Powstały
w ten sposób rasowe, całkiem krwawe horrory, zaludniony postaciami Marvela
kojarzonymi z grozą właśnie (Hobgoblin, Morbius, Ghost Rider), które czytało
się tak, jak ogląda się filmy, a fani docenili je do tego stopnia, że pierwszy
zeszyt sprzedał się w dwóch i pół miliona egzemplarzach, co do dziś pozostaje jednym
z komiksowych rekordów. Dopomogła w tym co prawda kampania promocyjna, ale i
tak wynik jest imponujący.
Co ważniejsze imponujące są same
historie. McFarlane nie sili się tu na psychologiczną głębię czy złożone
opowieści. Serwuje nam natomiast niezwykle klimatyczne, mroczne i dynamiczne fabuły,
w których jak najwięcej stara się opowiedzieć za pomocą obrazów. A jak to znakomicie
robi! Akcja jest szybka, zaskoczeń nie brakuje, nastrój panujący na stronach
urzeka, zdarza się też wiele emocji, a całość czyta się z wypiekami na twarzy. W
przypadku czytelników pamiętających czasy TM-Semic zaś – z łezką sentymentu w
oku. Poza tym filmowy sposób opowiedzenia całości, zabawa motywami (nawiązania
do „Ostatnich łowów Kravena”, Spidey biegający zarówno w klasycznym, jak i
czarnym kostiumie etc.) i odmienne podejście do najpopularniejszego wówczas
bohatera komiksowego dodały całości świeżości i jakości, które po dziś dzień
mogą stanowić wzór do naśladowania. Dobrze więc, że Egmont zdecydował się
wznowić całość w jednym, pięknie wydanym zbiorczym tomie, uzupełnionym o sporą
ilość dodatków, w tym znakomitych szkiców. Szkoda tylko, że po kilkunastu
zeszytach McFarlane oddał serię w ręce innych artystów, a sam założył własne
wydawnictwo. Gdyby tak się nie stało, „Spawn” pewnie by nie powstał, a jeśli
nawet, pewnie wyglądałby inaczej, jednak fani Spider-Mana dostaliby jeszcze
niejedną, rewelacyjną opowieść o pająku. Trzeba się jednak cieszyć tym, co
mamy, bo album ten to kawał świetnego komiksu, wart polecenia nie tylko
miłośnikom Spidera.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz