Amazing Spider-Man #5: Spisek klonów - Dan Slott, Christos Gage, Peter David, Robbie Thompson, Sean Ryan, Jim Cheung, Cory T. Smith, Ron Frenz, Giuseppe Camuncoli, Mark Bagley, Irene Strychalski, Jamal Campbell, Stuart Immonen
MAKSYMALNE
KLONOWANIE
Seria „Amazing Spider-Man” to
zdecydowanie jeden z najpopularniejszych komiksów na świecie i bodajże
najpopularniejszy tytuł superhero w Polsce – kiedy wydawało go TM-Semic,
osiągnął rekordowe 102 numery. Przez niemal trzy dekady obecności cyklu na
polskim rynku ukazało się wiele niezapomnianych pajęczych eventów, ale żaden z
nich nigdy nie doczekał się tak kompleksowej edycji, jak „Spisek Klonów”. Po
raz pierwszy bowiem polscy czytelnicy mogą cieszyć się całym wydarzeniem wraz
ze wszystkimi tie-inami. I to w jednym, potężnym (tak grubego samodzielnego
tomu „Spider-Mana” też jeszcze na naszym rynku nigdy nie było!) albumie. A że
jest to naprawdę świetna rzecz, fani pająka już mogą zacierać ręce.
W rodzinie Petera Parkera dochodzi
do tragedii. Jameson senior, ojciec J. Jonaha Jamesona umiera i to dlatego, że
Peter nie chciał pozwolić na eksperymentalne leczenie tajemniczej firmy New U. Jego
podejrzenia przeradzają się w śledztwo, w którym pomaga mu Prowler, ale to
szybko wymyka się spod kontroli. Za wszystkim stoi bowiem Jackall, który pod
pretekstem firmy medycznej w życie wdraża swój plan. Właśnie przywrócił zza
grobu wszystkich wrogów, do jakich śmierci przyczynił się Spider-Man, a także ożywia
Gwen Stacy (nie mogło być inaczej, prawda?), jednak tym razem wszystko wydaje
się być inaczej, niż przed laty. Nie dość bowiem, że Jackall twierdzi, iż tym
razem nie klonuje ludzi tylko autentycznie przywraca ich do życia i wcale nie
chce zniszczyć Parkera, to jeszcze teraz to on jest tym dobrym, a to co
realizuje, ma przynieść coś wielkiego i wspaniałego. I nic w tym dziwnego,
skoro pod maską wcale nie kryje się Miles Warren…
Tymczasem rozwój wydarzeń sprawia,
że we wszystko wplątani zostają kolejni bohaterowie. Balansujący na granicy
śmierci po tym, co przeżył w „Spiderversum” Kaine, stara się odnaleźć przyczynę
plagi wirusa Carriona, niszczącej kolejne światy. Kiedy wraz ze Spider-Gwen
odkrywa, że winny całej sytuacji będzie Peter, który doprowadzi do fuzji swojej
firmy z New U, oboje ruszają go powstrzymać. Jednocześnie Silk, która ledwie co
odzyskała rodzinę i nie potrafi odnaleźć się w nowej rzeczywistości, zauważa
dziwne zachowanie J. Jonaha i odkrywa, że kilka osób, które powinny leżeć w
grobach od dawna, znów jest obecna wśród nas. Gdy ścieżki wszystkich się
przecinają, zaczyna się jedno z najcięższych i najbardziej osobistych dla
Pająków starć…
Dan Slott to bezwzględnie najdłużej
pracujący nad przygodami Spider-Mana scenarzysta w dziejach – na pisaniu ich
spędził bowiem okrągłą dekadę. Dla porównania legendarny Stan Lee, współtwórca
postaci, swój run prowadził przez osiem lat. O czym to świadczy? Przede
wszystkim o popularności Slotta, ale czy to oznacza, że jest on zbyt dobrym czy
odkrywczym autorem. Nie, a wręcz takim, który rzadko kiedy potrafi zaprezentować
nam coś swojego i to na każdym etapie swej kariery. Przecież to, co pokazał w „Brand
New Day” było właściwie próbą ponownego zbudowania świata Petera na tych samych
zasadach, na jakich ten funkcjonował w latach 60. XX wieku. Potem jednak zaczął
jeszcze mocniej powielać inne doskonale wszystkim znane fabuły, aż „Superior
Spider-Mana”, który okazał się niczym innym, jak udaną, bo udaną, ale jednak powtórką
z opowieści o nowym, brutalnym Pajęczaku (pamiętacie Scarlett Spidera, Kaine’a
albo Kravena przebranego za Pająka? Robili dokładnie to samo), na swój sposób
wymierzającym sprawiedliwość.
I tak samo było ze znakomitym
przecież „Spiderversum”, opartym na pomysłach poprzednich scenarzystów (najbardziej
zaś na wątkach o totemicznych mocach, Morlunie i fabule „The Other” Straczynskiego).
Co więcej, czwarty volume „Amazing Spider-Mana” okazał się porażką, bo Slott
zmienił głównego bohatera w drugiego Tony’ego Starka i wręcz przeładował całość
kiczowatymi, niestrawnymi najczęściej elementami. Kiedy więc ogłosił, że wraca
do tematu niesławnej „Clone Sagi” (po polsku częściowo wydanej w numerach
1/1997 – 12/1998 – swoją drogą mógłby ktoś wydać u nas całość), byłem równie
zaciekawiony (w końcu mam do niej wielki sentyment, bo była jednym z pierwszych
pajęczych komiksów w moim życiu), co pełen obaw. W końcu opowieść ta,
początkowo kura znosząca złote jajka, potem kamień u szyi wydawcy, przez wielu
najchętniej zostałaby zapomniana. Po co więc ją odświeżać? Wszystkie wątki
dawno już domknięto, a niesmak po oryginale zdołał zmazać Bendis w swojej
ultimate’owej wersji „Clone Sagi”. Po co więc? Pewnie dlatego, że zabrakło
Slottowi pomysłu, ale nie ma to znaczenia, skoro stworzył dobry komiks.
A co konkretnie mu wyszło? Swoiste
połączenie „Sagi Klonów” ze „Spiderversum”, gdzie pojawiają się klony,
alternatywne rzeczywistości i bohaterowie, o których niemal zupełnie już
zapomniano. Akcja jest konkretna, trafiło się tu kilka zaskoczeń, plejada
bohaterów przewija się przez strony, klimat jest udany, a to, jak Slott splata
ze sobą wątki z ostatnich kilku, nawet kilkunastu lat, prezentuje się spójnie i
ciekawie – przynajmniej jeśli mowa o głównej opowieści. Tie-iny innych twórców bowiem
wypadają nierówno pod względem poziomu. „Prowler”, zaczyna się nijako, miałko i
w nudny sposób, potem nieco rozkręca, ale ostatecznie i tak nie zachwyca. Natomiast
„Silk”, która wydaje się być kopią schematów znanych choćby z wydawanej w
Polsce „Ms Marvel”, wypada nieźle, choć charakter głównej bohaterki został
zmieniony całkowicie względem jej początków, a wątek z chłopakiem-duchem można
było sobie darować. Wszystko to razem wzięte robi jednak spore wrażenie i tylko
szkoda, że ostatecznie cały event niewiele w świecie Petera zmienia.
Ale mimo to wzbudza emocje, oferuje
sporo świetnych scen i przywołuje sentyment w tych, którzy „Sagę Klonów” (tę z
lat 90., oczywiście) czytali. Dobrze wykorzystuje znane z niej motywy, nie
nudzi właściwie ani przez chwilę i bawi zarówno stałych czytelników, jak i
nowych odbiorców. Przede wszystkim przedstawia o wiele wyższy poziom niż
wcześniejsze albumy czwartego volume’u, które stanowiły najgorsze otwarcie „Spidera”
w historii. Miałkie, nudne, wtórne i tak przepełnione słabymi pomysłami z
czasem znalazły swój rytm, czego zwieńczeniem staje się „Spisek Klonów”
właśnie. Do tego dochodzi znakomita szata graficzna (w głównej opowieści, bo w
tie-inach jest gorzej, od prostej, cartoonowej roboty, po dziwne, komputerowe
eksperymenty) i całkiem ciekawe perspektywy na przyszłość. W skrócie:
czytelnicy będą zadowoleni. W końcu to po prostu bardzo dobry komiks a fakt, że
wydano go w tak pełnej wersji (czemu jednak nie mogliśmy przeczytać takiej
edycji „Spiderversum”?) warto jest docenić.
Ponieważ tom ten zawiera zeszyty ułożone
seriami, poniżej przedstawiam Wam chronologię czytania. W internecie jest wiele
różnych jej wersji dlatego podaję tą, którą oficjalnie podał Marvel (nieco
różni się od tej widocznej w komiksie) a obok checklistę publikowaną w wydaniu
zeszytowym:
·
The Clone Conspiracy #1
·
Amazing Spider-Man Vol. 4 #20
·
Prowler Vol. 2 #1
·
The Clone Conspiracy #2
·
Amazing Spider-Man Vol. 4 #21
·
Silk Vol. 2 #14
·
Prowler Vol. 2 #2
·
The Clone Conspiracy #3
·
Amazing Spider-Man Vol. 4 #22
·
Silk Vol. 2 #15
·
Prowler Vol. 2 #3
·
The Clone Conspiracy #4
·
Amazing Spider-Man Vol. 4 #23
·
Silk Vol. 2 #16
·
Prowler Vol. 2 #4
·
The Clone Conspiracy #5
·
Amazing Spider-Man Vol. 4 #24
·
Silk Vol. 2 #17
·
Prowler Vol. 2 #5
·
Dead No More: The Clone Conspiracy
Omega #1 (2017)
Komentarze
Prześlij komentarz