PIES
2
„Najlepsza książka o gliniarzu z
psią głową, jaką kiedykolwiek napisano” (prababcia George’a) powraca. Zabawa z
pierwszym tomem była naprawdę udana i taka sama jest też w przypadku ciągu
dalszego. Komu więc podobał się tamten komiks, z tego będzie równie zadowolony.
Kogo nie kupił, nie kupi i tym razem. A kto nie zna, a lubi „Kapitana Majtasa”
i podobne mu klimaty, powinien całość poznać, bo jest tego warta.
Jeśli chodzi o fabułę, powtórzę to,
co już pisałem, bo w zasadzie zmieniło się niewiele. „Dogman” dzieje się na
dwóch planach. Pierwszym z nich jest historia George’a i Harolda, dwóch
szkolnych przyjaciół, którzy uwielbiają robić komiksy. Zasłynęli w podstawówce
tworząc przygody Kapitana Majtasa, ale czy to ich jedyne dzieło? Nie, ich pierwszym
komiksem były „Psigody Dogmana”, które po latach postanowili przedstawić w
nowej formie.
I tu dochodzimy do drugiego planu,
gdzie zaczyna się właściwa akcja. Nieco bezmózgi policjant Nać i jego mądry
pies Greg zostali ranni w wyniku wybuchu bomby i jedynym ratunkiem stał się dla
nich przeszczep psiej głowy do ludzkiego ciała funkcjonariusza. Tak narodził
się superglina Dogman, który jednak okazał się posiadać wiele zwierzęcych
nawyków i sprawiać jeszcze więcej kłopotów niż wcześniej. W tym tomie zbliżają
się urodziny szefa i nasz bohater ma za zadanie wybrać się do sklepu i kupić
rybkę. I tak zaczyna się kolejna, szalona przygoda!
Zacznę od tego, że jeśli nie
czytaliście poprzedniego tomu… nie macie się co martwić, bo każdy z komiksów o
Dogmanie, jak wszystkie serie dla dzieci, można czytać niezależnie od siebie.
Owszem, całość łączy ciąg przyczynowo skutkowy, ale wszystkie niezbędne dla
fabuły elementy autor wyjaśnia we wstępie, więc jeśli ktoś chciałby zacząć
swoją przygodę z tytułem w tym momencie, śmiało może to zrobić.
A warto, bo całość to zabawna,
lekka rozrywka dla całej rodziny. Akcji i humoru jest dużo, sporo wartości przekazywanych
młodym czytelnikom też się znalazło, podobnie jak puszczania oka do odbiorców
ze zdecydowanie większym stażem. Dla dzieci, jakby to wszystko nie wystarczyło,
jest też pewna interaktywność, pozwalająca obejrzeć im ruchome obrazki, a do
tego czeka tu na nich dużo więcej atrakcji, takich jak lekcje rysowania.
Całość mogłaby być co prawda lepiej
ilustrowana, ale jako że za szatę odpowiadają wymyśleni dziecięcy bohaterowie,
można przymknąć na to oko (swoją drogą to świetny sposób na zamaskowanie
niedostatków w warsztacie rysowniczym, prawda?). Tym bardziej, że jako całość,
„Dogman” jest udany i bardzo sympatyczny. I wcale niegłupi.
Komentarze
Prześlij komentarz