PŁATNY
MORDERCA Z SUPERMOCAMI
Egmont kontynuuje wznawianie serii wydawanych
kiedyś przez Mandragorę, ale porzuconych wraz z upadkiem wydawnictwa. Po takich
tytułach, jak „100 naboi” czy „Transmetropolitan”, nadszedł czas na rzecz
lżejszą i bardziej rozrywkową, ale wcale nie mniej wartą uwagi serię. „Hitman”,
bo o nim mowa, napisany przez legendarnego Gartha Ennisa, nie jest dziełem tak
dobrym, jak „Kaznodzieja”, „Hellblazer” czy nawet „Pielgrzym”, jednak to wciąż
kawał dobrej opowieści graficznej, wyróżniającej się na tle podobnych serii.
Poznajcie Tommy’ego Monaghana, Hitmana, płatnego
mordercę z Gotham, który pewnego dnia zyskuje niezwykle zdolności. Od teraz,
władając telepatią i rentgenowskim wzrokiem, nasz bohater jeszcze lepiej może
robić to, co robił, czyli likwidować gangsterów i resztę badassów. Nie zabija
jednak tych, których uważa za bohaterów, ale nie przeszkadza to Batmanowi
zainteresować się jego osobą. A przecież i koledzy po fachu też nie są obojętni
wobec Tommy’ego i chętnie się nim zajmą…
Mój pierwszy kontakt z „Hitmanem” lata temu nie był
szczególnie udany. Jako wielki fan „Lobo” kupiłem podwójnej grubości zeszyt
„Hitman / Lobo: Ten głupi wał”, uwielbiałem już Ennisa, więc spodziewałem się
świetnej rozrywki, a dostałem jedynie niezły komiks, w którym Lobo nie był tym
Ważniakiem, jakiego pokochali czytelnicy na całym świecie, a fabuła, choć
krwawa i zabawna, nie miała w sobie nic odkrywczego, że już o głębi nie
wspomnę. Już lepiej bawiłem się czytając „Pro” czy nawet „Star Warsową” fabułę,
jaka wyszła spod ręki tego autora. Ale zbiorcze wznowienie przygód Hitmana
stało się dobrą okazją do dania tytułowi drugiej szansy – to w końcu Ennis
prawda? – i nie żałuję.
Twórca „Kaznodziei” to taka cwana komiksowa bestia,
która lubi krwawe i wulgarne opowieści, bawienie się schematami i kontrowersje.
Najczęściej lubi przy okazji zaserwować czytelnikowi coś więcej, głębię,
przesłanie, walnąć go w twarz kwestiami, które skłonią do zastanowienia… W
„Hitmanie” jest tylko mocna rozrywka dla dorosłych czytelników, niby osadzona w
realiach świata DC, ale dziejąca się na jego obrzeżach, więc spotkania ze
znanymi nam postaciami tego uniwersum są równie niezobowiązujące, co w „Batman
/ Sędzia Dredd” czy „Superman / Aliens”. Tylko rozrywka, ale utrzymana na
naprawdę znakomitym poziomie, bezkompromisowa, wciągająca i jakże udana. O
wiele bardziej, niż pamiętam to ze wspólnej przygody z Lobo.
I bardzo dobrze przy tym narysowana. Co prawda
McCrea, z którym Ennis zrobił np. wspomniany komiks z uniwersum „Gwiezdnych
wojen” wielkim artystą nie jest, ale jego lekko cartoonowa kreska dobrze pasuje
do lekkości treści. I ma swoje momenty, jak to mówią, a do tego rewelacyjne
wydanie.
Reasumując: warto. To dobra, bezkompromisowa
rozrywka dla odrosłych czytelników, którzy mają sentyment do komiksów
superhero, ale chcieliby czegoś innego. Warto ją poznać.
Komentarze
Prześlij komentarz