KOBIETA
WŚRÓD GWIEZDNEJ WOJNY
Szeroko pojmowana fantastyka lubi
silne, twarde kobiety. I to nie tylko w ostatnich latach. Seria Sandersona
dobrze wpasowuje się w ten modny ostatnio schemat. Co prawda Spensa raczej do
grupy najsłynniejszych postaci tego typu nie dołączy, niemniej i tak warto jej
przygody poznać, bo nawet jeśli czasem całość bywa infantylna, jest całkiem
udana, szczególnie, jak na dzieło po części młodzieżowe, ale mające w sobie
dość mocy i siły wymowy, by niejeden dojrzały odbiorca znalazł tu coś dla
siebie. Oczywiście jeśli szuka czystej rozrywki, bo Sanderson nie należy do
autorów dla których liczy się głębia.
Kosmiczna wojna. Tajemnice
przeszłości. I dziewczyna, która marzyła udowodnić wszystkim, że jest równie
dzielną osobą, jak jej ojciec… dopóki nie odkryła prawdy o swoim rodzicu.
W takiej sytuacji jest Spensa,
która marzyła o zostaniu pilotem i dorównaniu ojcu, ale kiedy już osiągnęła
pierwszy z celów, przekonała się, że nic nie jest takim, jakim jej się
wydawało. Ten bowiem okazał się tchórzem i dezerterem, który na dodatek
zaatakował swoich towarzyszy. Czy jednak naprawdę mogło tak być? Spensa nie
chce w to wierzyć i boi się, że źle skończy. Szybko jednak przekonuje się, jak
wiele rzeczy nie jest takimi, jak myślała. Wręcz przeciwnie. Świat jest
zupełnie inny, niż sądziła, a i ona sama przekonuje się, jaka jest naprawdę.
Teraz czeka ją misja, która rzuci nią w podróż przez kosmos. Ale od tej misji
zależy właściwie wszystko…
Kiedy czytam recenzje współczesnych
dzieł traktujących o silnych heroinach, zalewa mnie krew. Zdaniem ich autorów
bowiem tego typu postacie dopiero co się pojawiły, szczególnie w kinie (do tej
pory pamiętam omówienie marnej wydmuszki, jaką był filmowy hit „Wonder Woman”,
gdzie padło stwierdzenie, że w końcu kino SF ma twardą kobietę w roli głównej),
co każe mocno powątpiewać w ich wiedzę. Gorsze jednak jest to, że próbują tym
samym przekreślić dokonania pokoleń twórców, którzy dali nam takie postacie,
jak Ellen Ripley, Sarah Connor czy nawet Larę Croft. Warto pamiętać o tym,
czytając dzieło Sandersona, bo jego Spensa jest skrojona według podobnego
wzorca co wzmiankowane heroiny.
Tyle jeśli chodzi o bohaterów. W
sumie można by ty było jeszcze wspomnieć, że postacie skrojone zostały prosto i
według sprawdzonych wzorców i to tyle. Wracając zatem do samej opowieści, „Wśród
gwiazd” to, podobnie jak „Do gwiazd” to całkiem przyzwoita lektura. Ma i akcję,
i nienajgorszy klimat i wreszcie także to, czego oczekuje się od fantastyki –
spektakularność, popuszczenia wodzy fantazji i epickości. Kto lubi takie
klimaty i nie zależy mu na głębi i przesłaniu, będzie bawił się dobrze. Tym
bardziej, jeśli zna klasykę SF, bo całość oparta jest na mieszance motywów zaczynając
od „Terminatora”, przez „Gwiezdne wojny”, na pewnych elementach w konstrukcji
postaci choćby z „Obcego” skończywszy.
W skrócie ta seria Sandersona, jak
i właściwie wszystko, co stworzył, to jedynie odtwórstwo. Nie hołd klasyce,
choć i takich rzeczy tu nie brakuje, a bezpieczne powielenie tego, co znamy i
lubimy. Powielenie dalekie od wybitności, niemniej całość jest nieźle napisana,
dość przyjemna i szybka w odbiorze. Fani pisarza z pewnością będą zadowoleni,
ale i każdy miłośnik kosmicznych klimatów i silnych kobiet u steru znajdzie tu
dla siebie porcję niezobowiązującej rozrywki.
Komentarze
Prześlij komentarz