WSPÓLNE
WAKACJE
Rozbudowywanie miłosnych relacji bohaterek trwa.
Wiadomo do czego wszystko to zmierza – chociaż jakże bym był zadowolony, gdyby
autorka jednak zdecydowała się zaskoczyć na sam koniec – i czym się zakończy,
więc akcja ostatnich tomów to takie swoiste przedłużanie całości, byle trwała
dalej, ale jest to przedłużanie niezłe, całkiem udane i na pewno
satysfakcjonujące dla miłośników gatunku. A przy okazji dostajemy tu coraz
więcej elementów typowych dla shoujo czy szeroko pojmowanego szkolnego życia.
Yuzu i Mei od pewnego czasu są razem, ale nie
zmieniło to podstawowego problemu – nadal muszą ukrywać swój związek. Ich
relacje mają jednak się pogłębić, dzięki wspólnym wakacjom. Problem w tym, że
jednocześnie wszystko w końcu może się wydać. Jak skończy się to wszystko?
Osiem tomików „Citrusa” już za nami, a fabuła z
jednej strony zdaje się wciąż dopiero rozkręcać, z drugiej swój punkt kulminacyjny,
który w takimi czy innym stopniu można by odczytać jako finał, osiągnęła już
dawno. W tym pierwszym przypadku chodzi o to, że chociaż sytuacja między
bohaterkami się wyklarowała, akcja wciąż plącze się i komplikuje, przybywa
wątków, groźba ujawnienia relacji bohaterek wisi w powietrzu… W drugim
przypadku już dawno osiągnięte zostało to, czego czytelnicy oczekiwali –
bohaterki są ze sobą i walczą dalej o swoją miłość.
Jak widać, jest dokładnie to, czego od komiksowych
– a właściwie mangowych – romansów się oczekuje. Akcja nie jest tu szybka, choć
każdy odcinek to właściwie zamknięty rozdział z życia bohaterek, ale nie o
tempo chodzi, a emocje i uczucia. A tych, jak się domyślacie, wcale nie
brakuje. Owszem, płaczliwość bohaterek i czasem aż nazbyt egzaltowane wyrażanie
emocji potrafi irytować (a mówi Wam to czytelnik, który uwielbia wszelkiej
maści wzruszenia, nawet jeśli sam rzadko im ulega), ale taki już urok „Citrusa”.
Oczywiście dla tych, którzy w serii nie stawiają na
główny wątek (czyt. lesbijska miłość dwóch przyrodnich sióstr), jest tu sporo
szkolnego życia i codziennych trosk, a także to, co w tej serii najbardziej
kupowało mnie od samego początku: znakomita szata graficzna. Bo chociaż
„Citrus” jest mangą typową dla swojego gatunku pod każdym względem, a zatem
także ilustracje są pozbawione nadmiaru czerni, ale jednocześnie nadzwyczaj
dopracowane, dopieszczone wręcz, pełne detali, bogato choć z wyczuciem
używanych rastrów i całkiem sporej dozy realizmu, co sprawia, że tytuł z
miejsca wpada w oko.
Kto więc lubi tego typu opowieści, nie zawiedzie
się. „Citrus” nie zaskakuje, nie wybija się ponad typowe dla girl love
opowieści, jeśli chodzi o treść czy konstrukcję postaci, jednak jest naprawdę
wzorcowo wykonany. I chyba nic więcej fanom nie trzeba, prawda?
Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie
egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz