Daredevil: The Man Without Fear - Frank Miller, John Romita Jr.

ŚMIAŁEK


Kojarzycie listę 100 najlepszych komiksów wszech czasów zdaniem branżowego magazynu „Wizard”? Pewnie tak, bo często o niej wspominam, omawiając kolejne albumy z niej wydawane na polskim rynku – a w ostatnich latach ich nie brakowało, zarówno w ramach wszelkich kolekcji, jak i normalnej działalności wydawniczej – ale czy wiecie ile jest na niej komiksów o Daredevilu? Dokładnie cztery, z czego trzy, jak możecie się domyślić, stworzył Frank Miller. Jednym z nich jest wydany po raz pierwszy po polsku w 1995 roku przez TM-Semic, a jakiś czas temu wznowiony w pełnej wersji w ramach kolekcji „Superbohaterowie Marvela” album „Daredevil: The Man Without Fear”. Album, który znalazł się na 67. miejscu wzmiankowanej listy, bijąc m.in. „Doom Patrol”, „Długie Halloween” czy „Azyl Arkham”. Może nie wszystkie z nich słusznie, ale i tak jest to rewelacyjny komiks, który powinni poznać wszyscy, nie tylko miłośnicy Śmiałka ubranego w czerwony kostium diabła.


Młody Matt Murdoch to dzieciak wychowujący się w Hell’s Kitchen, owianym złą sławą zakątka Manhattanu. Jest dzieckiem jakich wiele, synem boksera, który ma powiązania z gangsterami, przynajmniej do dnia, gdy ratując staruszka przed wypadkiem, chłopak zostaje oblany przewożonymi przez ciężarówkę chemikaliami. Traci wówczas wzrok, ale wyostrzają się wszystkie jego pozostałe zmysły. Kiedy więc ojciec ginie za nie podłożenie się w walce, Matt postanawia nie tylko spełnić jego życzenie, by został porządnym, wykształconym człowiekiem, ale i wykorzystać nowo nabyte zdolności do pomszczenia rodzica. W dzień uczy się by zostać prawnikiem, nocami zakłada maskę i spuszcza łomot złoczyńcom. Wtedy w jego życiu pojawia się niebezpieczna i prowokacyjna Elektra, która zmienia wszystko. Ale czy spotkanie z nią, pchnie Matta na nową ścieżkę, czy wręcz przeciwnie?


Zadajmy sobie proste pytanie „co może być ciekawego w komiksie o przygodach ślepego superbohatera"? Na dodatek takiego, który bardzo logicznie ubiera się w jaskrawy czerwony kostium, którego absolutnie nie widać, gdy skrada się zaułkami za wrogiem? Czym może taka historia zaciekawić? Co wartościowego zaoferować, skoro już sam pomysł wydaje się śmieszny? Ale wystarczy spojrzeć na nazwiska twórców albumu Miller („Sin City", „Powrót Mrocznego Rycerza") i Romita Jr. („Amazing Spider-Man", „Kick Ass”) by nie tyle wyzbyć się wątpliwości, ile zadać sobie inne pytanie: co znakomitego wycisnęli z tak słabego tematu ci artyści?


A wycisnęli sporo. Mnóstwo wręcz. „The Man Without Fear" to historia prezentująca na nowo początki Daredevila. Dowiadujemy się z niej jak Matt Murdock stracił wzrok, jak narobił sobie wrogów i jak poznał Elektrę, swą ukochaną. Ale Frank Miller nie byłby sobą, gdyby komiks zrobił jedynie tak prosty. "Daredevil" jaki wyszedł spod jego ręki to postać naprawdę z krwi i kości. Postać wątpiąca, załamana i po prostu realna. A główny wątek fabularny stanowi idealną kanwę pod ową postać skrojoną. Wątek zemsty, wątek człowieka niepotrafiącego poradzić sobie z uczuciem niesprawiedliwości, chcącego tylko pomścić wyrządzone mu krzywdy i zaczynającego w pewnym momencie rozumieć, co tak naprawdę oznaczają hasła „zemsta" i „sprawiedliwość”, a co więcej do czego oba prowadzą. Wszystko to składa się na brudną i wzruszającą historię o ludzkiej wytrwałości i błędach, za które nigdy chyba nie znajdziemy odkupienia. Bo czasem grzech odpuścić możemy sobie jedynie my sami, ale niekiedy jest to niemożliwe.


Do tego dochodzą znakomite ilustracje Johna Romity Jr. Artysty, który zaczynał powielając style klasycznych twórców. Potem wykształcił własną, charakterystyczną kreskę, która na początku mnie zawiodła, ale potem kupiła na całego i teraz jestem wielkim miłośnikiem jego rysunków. I właśnie rysunki, które kocham, uzupełnione przez prosty, ale udany kolor, znajdziecie w tym tomie. Proste, ale dynamiczne, z charakterystycznym cieniowaniem przy użyciu kresek, świetnie oddają klimat albumu i wpadają w oko.


W skrócie: polecam, bo rzadko zdarza się tak rewelacyjny komiks z gatunku superhero. Komiks prosty, bardziej obyczajowy i romantyczny, niż dynamiczny, choć jednocześnie przecież thriller i kryminał. Kiepsko co prawda po polsku wydany przez TM-Semic (papier offsetowy, słaba jakość druku, pominięcie kilku stron byle zmieścić się w wyznaczonym limicie plansz itp.) – potem jednak wznowiony w pełnej, świetnej edycji – ale absolutnie cudowny (wątek z uprowadzoną dziewczynką to prawdziwy majstersztyk i wyciskacz łez). Nie znać nie wypada i po prostu nie warto.

Komentarze