ZŁY
DZIECIAK
Chociaż na polskim rynku ukazała się zdecydowana
większość bibliografii Franka Millera, a Simon Bisley to legenda, która nad
Wisłą zyskała status tak kultowy, jak niewielu innych artystów, nikt jak dotąd
nie pokusił się o wydanie „Bad Boya”. Dlaczego? Bo to mało znany komiks? Bo to
nie arcydzieło? Być może, ale nie brak w naszym kraju o niebo gorszych i mniej
znanych dzieł, które jednak wydano. Tak czy inaczej jednak „Zły chłopak” to
komiks, za którym warto rozejrzeć się w anglojęzycznych sklepach, bo ma swój
urok i na pewno nie można odmówić mu pewnej satyrycznej głębi.
Przyszłość. Chłopiec imieniem Jason ucieka przed
dziwnymi stworzeniami, marząc tylko o jednym: żeby zapalić fajka. Szybko jednak
zostaje złapany. Budzi się w szpitalu, z nogami w szynach, pozbawiony pamięci.
Zabierają go stąd rodzice, ale coś jest nie tak. Jason ucieka im. Znów zostaje
złapany, znów trafia bez pamięci do szpitala, znów trafia do „rodziców”… i znów
próbuje ucieczki, mając przebłyski wspomnień o dziewczynce imieniem Rachel i
stara się za wszelką cenę zrozumieć, co tu tak naprawdę się dzieje…
Mało znany, ale znakomity satyryczny komiks Franka
Millera ze znakomitymi ilustracjami Bisleya, tak w skrócie można podsumować „Bad
Boy”. Intrygująca historia antybohatera, pełna nawiązań do twórczości Millera
(akcja dzieje się w znanych z „Sin City” Świętych Dębach, a autor miesza tu
najróżniejsze typowe dla siebie elementy, od brudu, po dziwne science fiction)
i analogii do amerykańskiego społeczeństwa, mentalności i stylu bycia. Owszem,
jak i w przypadku „Sin City”, można komiksowi zarzucić mizoginizm (niesłusznie,
ale wiecie, jak to bywa, uderz w stół a nożyce się odezwą), przesadne
epatowanie kontrowersjami i kilka innych spraw, ale nijak nie ujmuje to jego
wartości i przede wszystkim uroku.
Bo „Zły dzieciak”, „Zły chłopak” czy jak chcecie
nazwać go po polsku, to sympatyczne, ujmujące czytadło. Jest w nim coś z
horroru, jest coś z SF (czy to sen, czy prawda nie zdradzam), jest wreszcie urok
opowieści o niegrzecznych dzieciakach, opowieści o dzieciństwie, gdzie nie brak
brudu i prawdziwości. A wszystko to znakomicie zilustrowane przez Bisleya –
jeśli czytaliście jego „Bodycount”, wiecie już czego się spodziewać: brudnych,
rzadko trzymających się proporcji i zasad rysunku grafik.
Tak więc, jeśli lubicie bardziej niszowe,
trzymające się z dala od mainstreamu komiksy, „Złego chłopca”, satyrę na wolną
wolę i decydowanie o samym sobie, powinniście koniecznie przeczytać. A kto na
mainstreamie został wychowany, może przekona się, sięgając po niego, że komiks
tego typu może wnieść więcej do jego życia niż większość historii o superbohaterach. Chociaż przecież i miłośnicy typowych amerykańskich zeszytówek
znajdą tu coś dla siebie.
Komentarze
Prześlij komentarz