KOLEJNA
NIEBEZPIECZNA MISJA
Czwarty tom „Dr. Stone’a” wkracza coraz bardziej na
bitewniakowy grunt. To, co zaczęło się jak shounen, ale wówczas jeszcze bez
typowych walk, teraz staje się coraz bardziej klasyczną nawalanką, a w treści
pojawia się kilka bardziej krwawych momentów. Ale, że zachowuje przy tym swój
charakter, zarówno miłośnicy serii, jak i bitewniaków będą zadowoleni.
Stworzenie sulfonamidów to cel naszych bohaterów. Problem
w tym, że by go osiągnąć, potrzebują kwasu siarkowego, a to wiąże się z kolejną
niebezpieczną misją. A tymczasem w wiosce dzieją się ważne wydarzenia. Zbliżą się
bowiem turniej mający na celu wyłonienie nowego wodza…
Co tu można powiedzieć o tej serii, jak nie to, co
już napisałem do tej pory? „Dr. Stone” to shounen, jak shounen ze wszystkim, co
się z tym gatunkiem wiąże. Wyraziści bohaterowie, równie wyrazisty świat,
akcja, fantastyka, piękne, seksowne dziewczyny, nieco łagodnej erotyki… Wiecie
doskonale, jak to jest. Jeśli czytaliście choćby jedną mangę tego typu, to
jakbyście czytali wszystkie, a nieliczne wyjątki tylko potwierdzają tę regułę.
Rzecz w tym, że takie opowieści zawsze się sprawdzają, tym bardziej jeśli – tak
jak w tym wypadku – mamy tajemnicę, posuwającą akcję do przodu i udany, podnoszący
poziom całości klimat.
Teraz do tego wszystkiego dochodzą bardziej
bitewniakowe schematy. Na początku seria zdawała się ich wystrzegać, potem
pojawiały się sporadycznie, teraz podobnych elementów jest sporo i zaczynają dominować.
Co oczywiście fanów typowych shounenów ucieszy, tym bardziej, że stoją one na
naprawdę dobrym poziomie.
Oczywiście od samego początku najlepsze w „Dr.
Stone’ie” pozostają rysunki. Owszem, fabuła jest niezła i dobrze poprowadzona,
nie nudzi, nie jest przeciągnięta i potrafi wciągnąć, ale to właśnie grafiki
Boichiego (pamiętacie jego udany „Hotel”?) kradną cale show. Z jednej strony
mamy prosty, typowo wielkooki design, gdzie w dużej mierze rządzi niemalże
karykaturalne podejście do prezentacji postaci – od mimiki ich twarzy, przez
fryzury, po nawet same ciała i ich krągłości – z drugiej mnóstwo detali i
realizmu, które budują klimat, jaki zapada w pamięć na dłużej. I to się ceni.
Podsumowując, jeśli lubicie shouneny, warto serię
poznać. Nie jest może ona wybitna, ale jednocześnie pozostaje na tyle
znakomita, że czyta się ją z przyjemnością i chce sięgać po koleje tomy. A to
coś przecież znaczy.
Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie
egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz