KWAŚNY
SMAK CYTRYNEK
W przedostatnim tomie „Citrusa”, choć właściwie
niewiele zostało już do dodania, akcja zaczyna przyspieszać, a wydarzenia nabierają
tempa. Można uznać to za wielką woltę przed zakończeniem, coś, co musiało się
zdarzyć i chociaż ma być zaskoczeniem, zaskoczeniem nie jest. Nie zmienia to
jednak faktu, że tomik czyta się dobrze, tym bardziej, że do całości wkradła
się pewna nutka szaleństwa jeśli chodzi o zabawę formą i odrobina odświeżenia,
które dobrze robią tej części.
Wakacje trwają. Nasze bohaterki nadaj przebywają w
pensjonacie, gdzie łącząca ich relacja a co za tym idzie także uczucia,
zaczynają rozkwitać. Czy aby na pewno? Mei bowiem, w odróżnieniu od siostry,
wydaje się być coraz bardziej smutna. Pytanie jednak dlaczego? I co z tego
wyniknie?
„Citrus” to manga, o której od początku pisałem, że
jest dość mocno płaczliwa. Bohaterki przy każdym mniejszy bądź większym wybuchu
emocji zalewały się łzami i choć w pewnym momencie autorka stonowała ten
element serii, nigdy nie zniknął on ze stron. W tym tomie natomiast wraca ze
zdwojoną siłą, zmuszając bohaterki do swoistego łzotoku, co jeszcze
intensywniej uwydatniają dwustronicowe rozkładówki / splashpage’e z plączącymi
dziewczynami. A że akurat w tym tomiku Yuzu i Mei mają powody do emocjonalnych
reakcji, podobnych scen bynajmniej nie zabraknie.
Abstrahując od tego, niniejsza część „Citrusa”
właściwie wypełniona jest wszystkim, czego od podobnej opowieści można
oczekiwać. Szkolne życie zeszło nieco na dalszy plan, ale mamy dalszy ciąg
wakacyjnych uniesień, tym razem przełamanych czymś ważniejszym i popychającym
akcję do przodu. O co chodzi? Pewnie się domyślacie, ale przeczytajcie lepiej
sami. Zresztą jeśli lubicie tego typu opowieści, warto to zrobić. „Citrus” to w
końcu typowy romans yuri osadzony w realiach życia współczesnych nastolatek.
Przestylizowany, wyidealizowany, przepuszczony przez filtr typowo miłosnych
opowieści, oferuje to czego chcą czytelniczki / czytelnicy.
Co wyróżnia serię na tle podobnych opowieści? Na
pewno nie fabuła, za to szata graficzna już tak. Bo prawda jest taka, że
autorka zaserwowała nam tu ilustracje, jakie nie często zdarzają się w shoujo.
Nie żeby nie pojawiały się w ogóle, ale jednak gatunek ten skupiony jest na
uproszczeniach, lekkości, unikaniu czerni… Tymczasem „Citrus” jest dopracowany,
całkiem realistyczny, a na dodatek w tym tomie mangaczka pokazuje nam nieco
więcej niż dotychczas i z nieco innej także strony.
W skrócie: dobra opowieść yuri. Nic dodać, nic
ująć. Mająca swój urok i klimat, mająca także charakterystyczne elementy, jak
wspomniany już płacz, które jednych kupią, innych zawiodą, ale w ogólnym
rozrachunku jeśli jesteście miłośnikami gatunku, sięgnijcie – nie pożałujecie.
A ja dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie
egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz