Batman #11: Upadek - Tom King, Mikel Janín, Jorge Fornes

KNIGHTFALL ONCE AGAIN


Ze wszystkich opowieści o Batmanie Tom King chyba najbardziej musiał ukochać sobie monumentalną sagę „Knightfall”, bo przez cały swój run – a ten liczy już 11 tomów regularnych i trochę pobocznych historii, jak chociażby „Batman: Noc ludzi potworów” – z wielkim zapałem odnosi się do tamtych wydarzeń. „Batman: Upadek” to też bez dwóch zdań opowieść mająca swoje korzenie w tamtych wydarzeniach. I jeśli podobały się Wam poprzednie tomy, na pewno tym razem także nie będziecie zawiedzeni.


Z jednego koszmaru w drugi. Taką drogę przebywa Batman, który w końcu odkrywa, kto naprawdę stał za ostatnimi – i nie tylko – wydarzeniami: Bane. Problem w tym, że Mroczny Rycerz już to przerabiał. Nie dość, że nie może mu niczego udowodnić, to jeszcze nikt nie chce wierzyć w to, co mówi nasz bohater. Ale to nie koniec problemów. Na Batmana czeka jeszcze jedna misja, która rzuci go na pustynię i to w towarzystwie jego ojca, Batmana z innej rzeczywistości. Co tak naprawdę się tu dzieje? Skąd Thomas Wayne wziął się w naszym świecie? Kto pociąga za sznurki w całej tej intrydze? A co ważniejsze: w jakim celu?


„Batman” nie jest najlepszą z serii Toma Kinga. Ma naprawdę wyśmienite momenty, które mogą równać się z jego najlepszymi pracami, jednak jako ogół cykl ten nie dorasta do pięt albumom „Vision” czy „Mister Miracle”. Co nie znaczy, że jest to słaba opowieść. Wręcz przeciwnie, mamy tu do czynienia z naprawdę dobrym komiksem, który obok przygód Supermana jest bodajże najlepszym tytułem DC wydawanym regularnie na polskim rynku, a teraz w końcu opowieść ta osiąga punkt kulminacyjny. Czy to już koniec przygody Kinga z tą serią? Bynajmniej, za to mamy tu zakończenie pewnego jej rozdziału, który odkrywaliśmy od pewnego czasu.


A jakie jest to zakończenie? Udane. W końcu luźne wątki snute od pewnego czasu, momentami dla przedłużenia samej opowieści i odwleczenia tego, co nieuniknione, zostają związane, a fabuła w odpowiednio dynamiczny i nastrojowy sposób odpowiada na pytania, których narosło przez niemal siedemdziesiąt poprzednich zeszytów. Czy na wszystkie, tego Wam nie zdradzę, ale śmiało mogę powiedzieć, że udzielone nam wyjaśnienia są satysfakcjonujące i potwierdzają tylko po raz kolejny, że warto było „Batmana” czytać.


Oczywiście w albumie nie zabrakło tego, co Kingowi wychodzi najlepiej, czyli wątków obyczajowych, a całość zyskała jak zwykle znakomitą szatę graficzną. Wszystko to razem wzięte daje nam kolejny dobry tom dobrej serii. A komu mało jest wrażeń, wystarczy że poczeka do listopada, bo wtedy na rynku pojawi się kolejna część zatytułowana „Miasto Bane’a”, a że będzie to liczący ponad trzysta stron tom, można już zacierać ręce.


Komentarze