WARTOŚCI
RODZINNE
Kiedy sięgałem po pierwszy tom „Spy x Family”
spodziewałem się po serii czegoś innego. Dostałem natomiast lekką opowieść,
bardzo stonowaną i ugładzoną… która i tak mnie kupiła. Kupiła swoim humorem,
akcją, klimatem i tymi bohaterami. Szukać wielkiego sensu tutaj nie ma, za to
opowieść gwarantuje Wam zabawę na naprawdę znakomitym poziomie, do której chce
się wracać i wciąż ma ochotę na więcej.
W świecie, gdzie kruchy pokój niełatwo jest
utrzymać, szpieg musiał założyć rodzinę, by przeprowadzić misję, od której zależały
relacje między Ostanią a Westali. Problem
w tym, że wyszła z tego rodzina nietypowa, złożona z agenta, morderczyni i
dziecka z telepatycznymi zdolnościami. I teraz to oni muszą przeniknąć do prestiżowej
szkoły, od czego zależy powodzenie misji. A przecież dostanie się do placówki
to tylko jeden z problemów…
„Spy x Family” to połączenie szpiegowskich klimatów
iście w brytyjskim stylu z charakterystycznym dla mang humorem i nonszalancją.
Bohater skrojony niczym typowy szpieg, któremu zawsze wszystko wychodzi,
noszący znamiona Jamesa Bonda (co prawda żadna zadeklarowana lesbijka nie
zmienia dla niego orientacji, jak to zdarzało się Bondowi, ale płatna
morderczyni zgadza się – nie bezinteresownie, oczywiście – zostać jego żoną, co
chyba można zaliczyć do podobnych sukcesów), świat ciągłych zagrożeń, walka,
problemy… Ale to tylko jedna strona medalu. Drugą jest humor i lekkość. Te
ciągłe żarty, niby stonowane, ale wyraziste, oparte bardziej na postaciach
tworzących nietypową rodzinkę i ich interakcjach niż czymkolwiek inny, ta
szalona akcja, te zabawy schematami… Czyta się to znakomicie także dlatego, że
nie ma w tym większego sensu.
Jak to można uznać za plus, spytacie. A no można,
bo na tym opiera się przecież nieskończona ilość dzieł. Nie obchodzi nas
zresztą prawdopodobieństwo tego, co się dzieje. Te wszystkie przypadki, które
nie mogłyby zaistnieć i nagłe rozwiązania akcji, w które nikt nie wierzy. Ale
nie chce wierzyć. Chce by go to śmieszyło, by wciągało, by dostarczało
niezapomnianych przeżyć i to właśnie gwarantuje nam „Spy x Family”, łącząc w
sobie coś z sensacji, coś z shounena, to znowu coś wręcz z „Rodzinki Adamsów”
czy fantastyki, podlane na dodatek mega porcją uroku, skondensowanego głównie
choć nie jedynie w postaci „córki” naszych bohaterów – i robi to w absolutnie
urzekający sposób.
Szata graficzna, która wieńczy to wszystko, pasuje
do całości znakomicie. Lekka, dynamiczna, bardzo urocza, wpada w oko i jest
naprawdę udana. Do tego mamy tradycyjnie bardzo dobre wydanie i… Co tu więcej
dodawać? Lubicie dobre mangi albo dobre komedie? Poznajcie, bo po prostu warto.
A ja dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie
egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz