Ghost Story

 DUCH W PRZEŚCIERADLE

 

Wcale nie trzeba wielkiego budżetu, pełnej gwiazd obsady i tym podobnych rzeczy, by stworzyć rewelacyjne kino. Wręcz przeciwnie, o czym każdego kinomana przez lata przekonały niejedne produkcje filmowe. Kolejną z nich jest wyśmienite „Ghost Story”, opowieść niby o duchu, ale niewiele mająca wspólnego z horrorem. Bo to tak naprawdę piękna, nastrojowa historia o miłości i życiu, o ludziach. I o tym, co czeka w końcu każdego z nas.

 

Główny bohater tego filmu umiera. Zostawia po sobie ukochaną i pustkę w jej życiu. Ale nie do końca. Wraca jako duch – jako postać w prześcieradle snująca się na płaszczyźnie życia, której żyjący nie dostrzegają – i tkwi przy swojej lepszej połowie. Niezdolny odejść, niezdolny pójść dalej, będzie musiał patrzeć, jak wszystko, co kochał przemija, aż…

 

Afirmacja życia? Pogodzenie się ze stratą – tak kogoś bliskiego, jak i miłości? Pogodzenie się z przemijaniem? A może po prostu kolejny nietypowa opowieść o miłości i samotności, bez szczęśliwego zakończenia? Jakkolwiek by nie odbierać tego filmu, „Ghost Story” to iście rewelacyjne kino, do którego chce się wracać. Kino, które zachwyca, porusza, urzeka – także wizualnie – i gwarantuje niezapomniane przeżycia, podszyte nutą zadumy.

 


Geniusz tego filmu tkwi w jego prostocie. Powolne, leniwe, długie ujęcia filmujące idących bohaterów czy szpitalne łózko, na którym leży okryty prześcieradłem trup budują realistyczny nastrój. Widać w tym artystyczną nutę, widać pomysł (doskonałym rozwiązaniem było ubranie aktora w prześcieradło), widać wreszcie duszę i serce. Świetne zdjęcia w połączeniu z czerpanym z rzeczywistości oświetlaniem podkreślają naturalistyczny wydźwięk filmu, a ograniczone do minimum dialogi pozwalają cieszyć się obrazem, rozsmakować w nim, zachwycać.

 


Ale w ostatnim akcie „Ghost Story” zaczyna się rozjeżdżać. To, co do tej pory było przyziemnym dramatem obyczajowym zmienia się w fantastykę. Niby w opowieści o duchu można by się było tego spodziewać, ale nie przystaje ona do reszty opowieści. Wystarczy jednak przymknąć na to oko i zaakceptować fakt, że (nie, więcej nie zdradzę, sami zobaczcie), by po chwili niesmaku znów doskonale się bawić. Po wszystkim zaś zostaje uczucie niedosytu, bo mało jest takich filmów. Tak wyśmienitych, poruszających obrazów, które działałyby na umysł i serce. Nieważne, że „Ghost Story” ma swoje minusy, to, co dobre przeważa w tym ascetycznym kinie i każdy, kto ceni emocjonalne, ambitne filmy, które oferują o wiele więcej, niż tylko dobrą zabawę, nie pożałuje sensu. I jeszcze nie raz wróci do tej produkcji.

Komentarze