W przerwie między czytaniem kolejnych rozdziałów
„Dragon Ball Super” postanowiłem wrócić do przeszłości i dać szanse opowieści,
która nie jest ani kanoniczna, ani oficjalna, ale za to stanowi nierozerwalną
część DB-manii. „Dragon Ball AF”, bo o nim mowa, to historia, która rzekomo
miała kontynuować serię „GT”, ale tak naprawdę nie istniała. Do czasu, kiedy
powstał fanowski komiks, który o dziwo trzyma naprawdę dobry poziom.
Akcja serii „AF – After the Future” – zaczyna się
po tym, jak Gokū połączył się ze Smoczymi Kulami i wraz z Shenlongiem opuścił
nasz świat. Od tamtej pory na świecie zapanował pokój, a wszyscy żyją w niemalże
leniwym rytmie. Jedynie sporadyczne ataki jakichś złodziei czy grupy Pilafa
sprawiają, że Goten wkracza do akcji jako Great Saiyaman #3, ale to by było na
tyle. Do czasu, kiedy na Ziemi pojawia się Xicor. Ten zbyt potężny dla
ziemskich wojowników wróg twierdzi, że jest synem Gokū i Lili – Zachodniego
Boga Światów, która jakimś cudem przetrwała starcie z Buu. Xicor ma jeden cel:
zniszczyć wszystko i stać się najpotężniejszym wojownikiem. Nasi herosi stają z
nim do walki, ale nie mają najmniejszych szans. Może mógłby pomóc Gokū, ale
gdzie on właściwie jest?
Tego próbują dowiedzieć się Bogowie Światów.
Przypominają sobie legendę o zapomnianym świecie ponad światami, ale czy to
możliwe by nasz heros tam był? A jeśli tak, co tam robi i czy w ogóle mógłby
włączyć się do walki?
Na przełomie XX i XXI wieku pojawiła się plotka, że
powstanie seria „Dragon Ball AF”. Jak się jednak w końcu okazało, wszystko było
jedynie pobożnym życzeniem fanów, rozdmuchanym do gigantycznych rozmiarów, a
rozpoczętym jedynie za sprawą rysunku, który jeden z miłośników zrobił do
galerii pewno magazynu. To tak w skrócie. „AF” jednak nada rozpalało wyobraźnie
czytelników, więc w końcu jeden z nich, ukrywając się pod pseudonimem Toyble,
stworzył dōjinshi pod tym tytułem, przedstawiając własną wersję dalszych losów
Gokū i spółki. I zrobił to w dobrym stylu. Nic dziwnego, że potem został
rysownikiem serii „Dragon Ball Super” i jako Toyotarou zyskał sławę na całym
świecie.
„DB AF” w jego wykonaniu to kawał dobrej opowieści,
łączącej w sobie ducha starych „Smoczych Kul”, serii „GT” i filmów kinowych.
Pojawiają się tu najróżniejsze znane nam postacie, obserwujemy jak dalej się
zmieniły i postrzały, a także jak do tej wersji kanonu wchodzą tacy, jak Broly.
Budzi to wiele sentymentów, czyta się bardzo dobrze, bo świetnie wykorzystuje
schematy serii i jej motywy, a jako kontynuacja godnie podejmuje temat. Aż żal,
że to tylko fanowska praca, który nie doczeka się profesjonalnej publikacji,
ani też autorskiego zakończenia, chociaż na szczęście na tym opowieść się nie
kończy i fani mogą rozejrzeć się za „Dragon Ball AF Young Jijii”.
Rzecz Toyotarou oczywiście nie jest wolna od
minusów. Kreska jest tu niedopracowana, choć i tak wygląda jak prace Toriyamy,
a i fabuła bywa wtórna czy naciągana, niemniej i tak wciąż ma tek klimat i
charakter, za który kocha się „Dragon Balla”. Warto więc poznać ją, nie tylko
jako ciekawostkę, bo „After the Future” to dobre rozwinięcie kultowej serii. I
niejednemu miłośnikowi w takcie lektury zakręci się łezka w oku.
Komentarze
Prześlij komentarz