Ariol: Do trzech osiołków sztuka – Emmanuel Guibert, Marc Boutavant

OSIOŁ, ŚWINIA I RESZTA FERAJNY

 

Po ponad pół roku na polskim rynku pojawił się kolejny tom „Ariola”. Kto czytał poprzednie tomy, wie, że warto było czekać. Kto nie czytał, a ceni dobre, nieoczywiste i tym bardziej niegłupie komiksy dla całej rodziny, koniecznie powinien poznać Ariola. I śmiało może zacząć od tego tomu, bo każda część to zbiór krótkich, samodzielnych opowieści. Ale wszystko to jest tak znakomite, że ciężko jest poprzestać na jednym tylko tomie.

 

Osiołek Ariol i jego koledzy powracają! Co tym razem na nich czeka? Dużo niezwykłości, jak neutronowa konewka. Ale czym ona jest i do czego służy? Tego będą musieli dowiedzieć się nasi bohaterowie. Do tego nadciągają latające karaluchy, z którymi poradzić będzie chciał sobie Ramono, a Scysja wpada na pomysł, by… Ariol został dyrygentem. Ale co on na to? I co jeszcze na nich czeka, bo nie ulega wątpliwości, że to dopiero początek!

 

Nie raz pisałem, że „Ariol” to świetna seria. A właściwie to nie tyle świetna, co momentami wręcz rewelacyjna. Może jeszcze pierwszy tom nie do końca wykorzystywał ten potencjał, ale potem się to zmieniło i „Ariol” poziom ten utrzymuje po dziś dzień, kiedy to możemy cieszyć się ósmym tomem przygód osiołka. A cieszyć się, to zdecydowanie najlepsze określenie, bo ta seria właśnie cieszy czytelników niezależnie od wieku.

 


Co o tym decyduje? Kilka podstawowych elektów. Świetny humor, trochę niegrzeczny, oparty na podobnym typie dowcipów, co „Titeuf”, „Mikołajek” czy „Dziennik cwaniaczka”, ciekawe przygody, niezwodna logika bohaterów, których kombinowanie nad najprostszymi nawet rzeczami, pakuje ich w coraz to dziwniejsze tarapaty. Jest też taka prosta, codzienna życiowa strona, pełna problemów w szkole, z rodzicami, w miłości… Czyli dokładnie to, co w takiej opowieści powinno się znaleźć.

 

A wszystko to jest przy okazji znakomicie zilustrowane. Prosta, cartoonowa kreska i wyraziste kolory, które witają nas na okładce to jedynie przedsmak tego, co czeka w środku. Bo w samym komiksie czeka na Was sporo innych rzeczy, takich, jak świetnie uchwycone tła czy momentami wprost rewelacyjny klimat (gdy do historii wdziera się mrok), budowany za sprawą brudnych barw. Wszystko to razem wzięte daje naprawdę znakomity efekt, który z miejsca wpada w oko i staje się jeszcze lepszy, po bliższym poznaniu.

 


Dlatego, jak już pisałem, kto lubi dobre komiksy dla całej rodziny, koniecznie powinien tę serię poznać. „Ariol” wciąga i bawi, satysfakcjonuje, urzeka, ale i przemawia do nas prawdziwością. I jak przy tym fascynuje!

 

Dziękuję wydawnictwu Adamada za udostępnienie egzemplarza do recenzji.



Komentarze