Wojny Nieskończoności: Odliczanie – Gerry Duggan, Mark Bagley, Mike Deodato Jr., Andy MacDonald, Cory Smith
Maj to miesiąc przebiegający pod szyldem startu na
polskim rynku nowej inicjatywy Marvela, czyli linii wydawniczej „Marvel Fresh”.
Cel tego przedsięwzięcia jest jeden: zrestartować serie, wrócić do korzeni i
opowiedzieć nowe historie, dla nowych i starych czytelników, przejęte przez
nowych autorów. A wszystko zaczyna się od eventu „Wojny Nieskończoności”, do
którego niniejszy tom stanowi wprowadzenie. I chociaż na pewno nie jest to
najlepszy z marvelowksich eventów, nadal warto go poznać. Tym bardziej, jeśli
lubicie kosmiczne opowieści.
Kamienie Nieskończoności to jedne z najbardziej
pożądanych artefaktów uniwersum Marvela. Każdy z nich daje wielką moc, każdy
jest inny, zebrane razem zaś zamieniają posiadacza w boga. Nic wiec dziwnego,
że kiedy tylko powracają – choć nikt nie wie jeszcze, gdzie one są – każdy, czy
to bohater, czy łotr, chce je zdobyć. Zaczyna się kosmiczna wojna o każdy z
kamieni, wszechświat jest zagrożony, jak nigdy dotąd, a wmieszani w to wszystko
Strażnicy Galaktyki mogą sobie nie poradzić. A postaci przybywa, nikt nie wie,
komu można ufać, a jakby tego było mało wszystko wskazuje na to, że zza grobu
powrócił… Wolverine!
Zarówno Marvel, jak i DC (a czasem także inni
wydawcy), raz na jakiś czas serwują nam eventy, czyli wielkie opowieści łączące
w sobie wydarzenia kilku serii i prowadzące do zmian w uniwersum. W przypadku
DC najczęstsze są tzw. „Kryzysy”, których nazwa wzięła się od pierwszego
takiego wydarzenia. W Marvelu pierwszym, eventem były „Tajne Wojny” (powielane
potem, ale niezbyt często), ale największą sławą cieszą się opowieści spod
szyldu „Nieskończoności”. W Polsce mogliśmy czytać część z nich („Rękawica
nieskończoności”, „Wojna nieskończoności”, „Krucjata nieskończoności” czy
„Nieskończoność”), a teraz nadchodzą „Wojny nieskończoności”, do których najpierw
wprowadzały nas trzy tomy „Strażników Galaktyki” pisanych przez Gerry’ego
Duggana, a teraz niniejszy album kontynuuje to wszystko.
A jak to robi? Tak samo, jak do tej pory. Jeśli
podobały Wam się „Strażnicy Galaktyki” Duggana, spodoba Wam się i ten tom,
jeśli nie, nie przekonacie się do opowieści. To po prostu lekkie, proste
kosmiczne superhero, pomieszane ze space operą. Jest tu coś z „Gwiezdnych
Wojen”, jest coś z komedii, jest kilka istotnych elementów dla uniwersum
Marvela. Czyta się to szybko, lekko i przyjemnie, jest przy tym epicko i
widowiskowo. Owszem, to wszystko już było, nie raz, najczęściej na wyższym
poziomie, ale i tak miłośnicy tego typu opowieści będą zadowoleni. A przy
okazji album ten, jak i cały event, stanowią pomost pomiędzy „Marvel Now 2.0” i
„Marvel Fresh”.
Dodajcie do tego niezłą szatę graficzną (niektóre
ilustracje są realistyczne i dopracowane, inne, te bardziej cartoonowe, mniej
wpadają w oko, ale też mają swój urok), dobre wydanie i solidną ilość stron
(264) i dostaniecie konkretny album. Album lekki, prosty i niewymagający, ale
jako rozrywka bez grama nudy sprawdza się dobrze i gwarantuje fanom autora i
kosmicznych eventów Marvela przyjemną zabawę.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie
egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz