„Atelier spiczastych kapeluszy” to jedna z tych
niepozornych mang, które potrafią absolutnie urzec. Owszem, jak zawsze w takich
przypadkach, tytuł musi trafić na podatny grunt, ale jest w tej opowieści jakaś
taka spokojna, niespieszna, choć przecież dynamiczna treść, która ma swój
rzadko spotykany nawet w mangach urok. I tą niezapomnianą szatę graficzną,
która podkreśla wyjątkowość serii.
Drugi test jest za naszą bohaterką. Teraz na Koko
czeka spotkanie z mędrcem Beldariutem, który ma dla niej propozycję. A
mianowicie chce, by dziewczyna została… jego uczennicą. Oferta jest kusząca, bo
mężczyzna może ocalić ją przed Kapeluszami z Rondami, ale i… Qifreyem! Bo
właśnie, czy Koko powinna ufać swemu dotychczasowemu nauczycielowi? Jego przeszłość
skrywa wiele sekretów, a on sam nie przyznaje, jak wiele wspólnego i dlaczego
ma z Rondami. By odkryć prawdę, Koko będzie musiała wyruszyć na samotną misję…
Rozumiem, że można nie lubić fantastyki, jak można
i nie lubić każdego innego dowolnego gatunku. Gusta są różne. Istnieją jednak
dzieła, które są tak znakomite, że zacierają wszelkie granice i urzekają
czytelników niezależnie od ich czytelniczych preferencji. Tak jest po części z
„Atelier spiczastych kapeluszy”. To bowiem seria, która naprawdę potrafi urzec
czytelników nie do końca do fantastyki przekonanych, jednak mam wrażenie, że
mimo wszystko trzeba choć trochę gatunek ten lubić, by dać się uwieść całości. Jest
jednak coś, co ewidentnie zachwyci tu każdego, niezależnie jak bardzo czułby
awersję do fantasy – genialna szata graficzna.
Kamome Shirahama bowiem stworzyła coś, co z miejsca
wpada w oko. Niby całość jest prosta, a jednak niesamowicie dopracowana.
Krfeska autorki, którą miłośnicy Marvela i DC z pewnością kojarzą chociażby z okładek
do niektórych serii komiksowych („Batman”, „X-Men”), łączy w sobie europejski
realizm (co pasuje do magicznych klimatów rodem ze starego kontynentu właśnie),
z japońską drobiazgowością, kadrowaniem i perfekcyjną dynamiką i mimiką
postaci. Do tego, chociaż manga odarta jest z nadmiaru rastrów i czerni, całość
jest bardzo klimatyczna i po prostu z miejsca wpada w oko.
Fabuła? To typowe fantasy o uczeniu się magii pod
okiem mistrza, walkach z wrogami czy niezwykłymi stworzeniami i popisach
wyobraźni. Nie ma tu miejsca na nudę czy przeciągnięte wątki, jest za to dużo
uroku, napięcia i dobrej zabawy. i to chyba najlepsze podsumowanie „Atelier
spiczastych kapeluszy” – to świetna seria dla nieco starszych czytelników,
którzy cenią fantastyczne klimaty. Dlatego ze swej strony niezmiennie polecam.
Tytuł dostępny jest tutaj:
Komentarze
Prześlij komentarz