Atelier spiczastych kapeluszy #7 - Kamome Shirahama

SEKRETY PRZESZŁOŚĆ QIFREYA

 

„Atelier spiczastych kapeluszy” to jedna z tych niepozornych mang, które potrafią absolutnie urzec. Owszem, jak zawsze w takich przypadkach, tytuł musi trafić na podatny grunt, ale jest w tej opowieści jakaś taka spokojna, niespieszna, choć przecież dynamiczna treść, która ma swój rzadko spotykany nawet w mangach urok. I tą niezapomnianą szatę graficzną, która podkreśla wyjątkowość serii.

 

Drugi test jest za naszą bohaterką. Teraz na Koko czeka spotkanie z mędrcem Beldariutem, który ma dla niej propozycję. A mianowicie chce, by dziewczyna została… jego uczennicą. Oferta jest kusząca, bo mężczyzna może ocalić ją przed Kapeluszami z Rondami, ale i… Qifreyem! Bo właśnie, czy Koko powinna ufać swemu dotychczasowemu nauczycielowi? Jego przeszłość skrywa wiele sekretów, a on sam nie przyznaje, jak wiele wspólnego i dlaczego ma z Rondami. By odkryć prawdę, Koko będzie musiała wyruszyć na samotną misję…

 

Rozumiem, że można nie lubić fantastyki, jak można i nie lubić każdego innego dowolnego gatunku. Gusta są różne. Istnieją jednak dzieła, które są tak znakomite, że zacierają wszelkie granice i urzekają czytelników niezależnie od ich czytelniczych preferencji. Tak jest po części z „Atelier spiczastych kapeluszy”. To bowiem seria, która naprawdę potrafi urzec czytelników nie do końca do fantastyki przekonanych, jednak mam wrażenie, że mimo wszystko trzeba choć trochę gatunek ten lubić, by dać się uwieść całości. Jest jednak coś, co ewidentnie zachwyci tu każdego, niezależnie jak bardzo czułby awersję do fantasy – genialna szata graficzna.

 


Kamome Shirahama bowiem stworzyła coś, co z miejsca wpada w oko. Niby całość jest prosta, a jednak niesamowicie dopracowana. Krfeska autorki, którą miłośnicy Marvela i DC z pewnością kojarzą chociażby z okładek do niektórych serii komiksowych („Batman”, „X-Men”), łączy w sobie europejski realizm (co pasuje do magicznych klimatów rodem ze starego kontynentu właśnie), z japońską drobiazgowością, kadrowaniem i perfekcyjną dynamiką i mimiką postaci. Do tego, chociaż manga odarta jest z nadmiaru rastrów i czerni, całość jest bardzo klimatyczna i po prostu z miejsca wpada w oko.

 

Fabuła? To typowe fantasy o uczeniu się magii pod okiem mistrza, walkach z wrogami czy niezwykłymi stworzeniami i popisach wyobraźni. Nie ma tu miejsca na nudę czy przeciągnięte wątki, jest za to dużo uroku, napięcia i dobrej zabawy. i to chyba najlepsze podsumowanie „Atelier spiczastych kapeluszy” – to świetna seria dla nieco starszych czytelników, którzy cenią fantastyczne klimaty. Dlatego ze swej strony niezmiennie polecam.

 

Tytuł dostępny jest tutaj:




Komentarze