Na kolejne tomiki tej serii czekam chyba bardziej,
niż na nowe odsłony cyklu głównego. Bo i bardziej przemawiają do mnie te
postacie, lepiej przecież nakreślone, i trafia do mnie ten dojrzalszy klimat. I
chociaż to tylko dodatek do głównej opowieści – na szczecie taki, który możecie
czytać absolutni niezależnie – jest co najmniej równie dobry, co ona i gwarantuje
naprawdę dobrą rozrywkę, czego doskonałym dowodem jest ten, trzynasty już z
kolei, tom.
Wróg chce zniszczyć Naruhatę! I zmierza do Pop! A
tymczasem Koichi, wciąż uciekając przed władzami i bohaterami, znajduje się w
sytuacji, która z każdą kolejną chwilą staje się coraz cięższa, prowadząc do
starcia, które może się dla niego źle skończyć…
„My Hero Academia” to połączenie typowego
shounenowego bitewniaka, jakich wiele, z elementami amerykańskich zeszytówek
superhero. Sławę zawdzięcza sprawnej zabawie tym wszystkim, dobrym wpasowaniem
się w gust nastoletnich odbiorców i przede wszystkim znakomitej szacie
graficznej, najsilniejszej stronie całości. Jego spin-off „Vigilante” idzie
jednak nieco inną drogą. I ta droga mnie kupuje.
Co tu dużo mówić, „Vigilante” jest dojrzalsze i
skierowane bardziej do starszych nastolatków u progu dorosłego życia. Rzecz
jest też nieco mroczniejsza, jak wspominałem już ma też lepiej nakreślone postacie
– o ile w „MHA” różnice między postaciami, z drobnymi wyjątkami, wydają się
wyznaczać jedynie ich moce, o tyle tutaj mamy naprawdę różne i ciekawe
charaktery – i więcej tu takiego zwykłego życia. Twórcom udało się przekuć
ograniczania w zalety. Nie mogąc pokazać jakichś wielkich i istotnych wydarzeń,
skupili się na rzeczach bardziej błahych, przyziemnych itp. Dzięki temu rzecz
jest bliższa czytelnikom, łatwiej nam identyfikować się z postaciami i angażować
w akcję.
A ta akcja też jest udana. To, że nie ma tu takiej
rozwałki w „MHA”, nie ma takiego rozmachu i epickości, nie zmienia faktu, że na
tym polu też jest znakomicie. Tempo jest odpowiednie, wydarzenia dostosowane do
charakteru serii – jest więc na co popatrzeć – a wszystko ma swój urok, lekkość
(ale nieprzesadną) i przyjemny własny ton, tak inny od głównej serii. Widać to
też w szacie graficznej, prostszej, ale wzbogaconej o więcej czerni i rastrów.
I mnie to wszystko kupuje. Czytając ten cykl bawię
się świetnie i wciąż mam ochotę na więcej. a przy okazji chętnie zobaczyłbym w
wersji anime.
Dziękuję wydawnictwu
Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz