Miecz nieśmiertelnego #5 – Hiroaki Samura

(NIE) PRZYJEMNY MIECZ

 

Jedna trzecia „Miecza nieśmiertelnego” za nami. Bo łącznie jest trzydzieści tomików, a my w tym naszym polskim wydaniu dostajemy po dwa z nich w jednym, więc łącznie za nami dziesięć pierwotnych części sagi. No i fajnie, bo dzięki temu dostajemy więcej, szybciej i w końcu dostaniemy serię w pełni, bo przed laty, Egmont, wydając cykl, przerwał po tomie 22. No a poznać całość warto, bo to kawał dobrej komiksowej roboty. Dojrzałej, mocnej, ponurej, krwawej, dość męskiej, ale niezmiennie wartej przeczytania.

 

Gdy wśród szkół walki mieczem dzieją się ważne rzeczy i kolejne przetasowania, Manji powoli wraca do zdrowia. Jednocześnie nadchodzi pora poznać opowieść o bezcielesnym ostrzu. Na tym jednak nie koniec, bo w międzyczasie dzieją się rzeczy ważne. Hyakurin, tajemnicza kobieta o blond włosach, zabiła już niejednego. Problem w tym, że podobno przy ostatniej akcji ktoś pozostał przy życiu i teraz powraca, wraz ze swoimi ludźmi, pragnąc zemsty. Śmierć to jednak dla Hyakurin za mało, zaczyna się więc dręczenie kobiety i…

 

Więc tak, chociaż piąty tom wrzuca nas w sam środek wydarzeń, bo ciągnie dalej fabułę zapoczątkowaną poprzednio, czyli wątek „Tajemnic”, jego akcja nie pędzi na złamanie karku. Niby początek to walka w szkole, ale… No, kiedy manga się zaczyna, właściwie już jest po tej walce, jeszcze przeciwnik się miota, ale to tylko podkreśla jego porażkę, nawet jeśli nie padł na podłogę. To nie ten wątek jest jednak clou całości, choć przez całość się ciągnie, bo ten tom najbardziej intensywnie oscyluje wokół dwóch fajnych tematów, sukcesywnie rozbudowywanych. I powiem, że robi to robotę.

 

Pierwszy z nich to Manji i to, co dzieje się dokoła niego. I podoba mi się, jak powoli wraca on do zdrowia, do kondycji – jak w życiu. Że seria nie pędzi, że nie tylko walki, ale miejsce na podbudowę postaci, ich relacji, motywacji no i budowanie napięcia. Do tego jeszcze zresztą wrócę, a pozostając jeszcze przy Manjim, to tu nawet zwykłe rozmawianie i opowiadanie, a akurat rozmawiać i opowiadać mają bohaterowie o czym, nie nudzi. Nie nuży.

 


No ale jednocześnie dzieje się wątek, który mnie totalnie kupił – i który w sumie mocniej wybrzmiewa w tym tomie, a dokładniej w jego drugiej połowie. Czyli co? Czyli sprawa Hyakurin. Tu też w zasadzie akcja nie pędzi na złamanie karku, choć dzieje się sporo, ale najważniejsze jest napięcie, budowane na tych stronach. No i te tortury kobiety, które też długo trwają. I w tym momencie pewnie jedni powiedzą, że to spełnienie chorych fantazji autora, ale z drugiej strony znajdą się tacy, którzy dostrzegą konsekwencję – w końcu w tej mandze to, że wiele spraw toczy się takim właśnie niespiesznym rytmem, dodaje jej realizmu, pozwala budować napięcie i wniknąć w detale. No i jedno drugiego przecież nie wyklucza.

 

Wszystko to łączy się jeszcze z wątkiem szkół, a bliżej finału zaczyna się akcja, która nie tylko zagęszcza się, ale i nabiera tempa, zwiastując konkretne wydarzenia w kolejnej części (ach ten pojedynek z człowiekiem bez ręki, sami zobaczycie, będzie się działo). No i nie będą to przyjemne wydarzenia. Ale czy ta seria z przyjemności słynie? Bynajmniej. Ale jednocześnie przyjemnie się ją czyta, pozostawia po sobie dobre wrażenie a przy okazji rewelacyjnie wygląda – niby te szkicowane, często jakby od niechcenia plansze bywają niechlujne, ale tkwi w nich magia. Więc niezmiennie polecam, bo warto.

 

Mangę kupicie tutaj: 



Komentarze