Jedna trzecia „Miecza nieśmiertelnego”
za nami. Bo łącznie jest trzydzieści tomików, a my w tym naszym polskim wydaniu
dostajemy po dwa z nich w jednym, więc łącznie za nami dziesięć pierwotnych
części sagi. No i fajnie, bo dzięki temu dostajemy więcej, szybciej i w końcu
dostaniemy serię w pełni, bo przed laty, Egmont, wydając cykl, przerwał po
tomie 22. No a poznać całość warto, bo to kawał dobrej komiksowej roboty.
Dojrzałej, mocnej, ponurej, krwawej, dość męskiej, ale niezmiennie wartej
przeczytania.
Gdy wśród szkół walki
mieczem dzieją się ważne rzeczy i kolejne przetasowania, Manji powoli wraca do
zdrowia. Jednocześnie nadchodzi pora poznać opowieść o bezcielesnym ostrzu. Na
tym jednak nie koniec, bo w międzyczasie dzieją się rzeczy ważne. Hyakurin,
tajemnicza kobieta o blond włosach, zabiła już niejednego. Problem w tym, że
podobno przy ostatniej akcji ktoś pozostał przy życiu i teraz powraca, wraz ze
swoimi ludźmi, pragnąc zemsty. Śmierć to jednak dla Hyakurin za mało, zaczyna
się więc dręczenie kobiety i…
Więc tak, chociaż piąty
tom wrzuca nas w sam środek wydarzeń, bo ciągnie dalej fabułę zapoczątkowaną
poprzednio, czyli wątek „Tajemnic”, jego akcja nie pędzi na złamanie karku.
Niby początek to walka w szkole, ale… No, kiedy manga się zaczyna, właściwie
już jest po tej walce, jeszcze przeciwnik się miota, ale to tylko podkreśla
jego porażkę, nawet jeśli nie padł na podłogę. To nie ten wątek jest jednak
clou całości, choć przez całość się ciągnie, bo ten tom najbardziej intensywnie
oscyluje wokół dwóch fajnych tematów, sukcesywnie rozbudowywanych. I powiem, że
robi to robotę.
Pierwszy z nich to Manji
i to, co dzieje się dokoła niego. I podoba mi się, jak powoli wraca on do
zdrowia, do kondycji – jak w życiu. Że seria nie pędzi, że nie tylko walki, ale
miejsce na podbudowę postaci, ich relacji, motywacji no i budowanie napięcia.
Do tego jeszcze zresztą wrócę, a pozostając jeszcze przy Manjim, to tu nawet
zwykłe rozmawianie i opowiadanie, a akurat rozmawiać i opowiadać mają
bohaterowie o czym, nie nudzi. Nie nuży.
No ale jednocześnie
dzieje się wątek, który mnie totalnie kupił – i który w sumie mocniej
wybrzmiewa w tym tomie, a dokładniej w jego drugiej połowie. Czyli co? Czyli sprawa
Hyakurin. Tu też w zasadzie akcja nie pędzi na złamanie karku, choć dzieje się
sporo, ale najważniejsze jest napięcie, budowane na tych stronach. No i te tortury
kobiety, które też długo trwają. I w tym momencie pewnie jedni powiedzą, że to
spełnienie chorych fantazji autora, ale z drugiej strony znajdą się tacy,
którzy dostrzegą konsekwencję – w końcu w tej mandze to, że wiele spraw toczy
się takim właśnie niespiesznym rytmem, dodaje jej realizmu, pozwala budować
napięcie i wniknąć w detale. No i jedno drugiego przecież nie wyklucza.
Wszystko to łączy się
jeszcze z wątkiem szkół, a bliżej finału zaczyna się akcja, która nie tylko
zagęszcza się, ale i nabiera tempa, zwiastując konkretne wydarzenia w kolejnej
części (ach ten pojedynek z człowiekiem bez ręki, sami zobaczycie, będzie się
działo). No i nie będą to przyjemne wydarzenia. Ale czy ta seria z przyjemności
słynie? Bynajmniej. Ale jednocześnie przyjemnie się ją czyta, pozostawia po
sobie dobre wrażenie a przy okazji rewelacyjnie wygląda – niby te szkicowane,
często jakby od niechcenia plansze bywają niechlujne, ale tkwi w nich magia.
Więc niezmiennie polecam, bo warto.
Mangę kupicie tutaj:
Komentarze
Prześlij komentarz