Chwila przerwy i wracam do omawiania runu Straczynskiego. A dokładniej tych części pajęczych przygód, których po polsku jeszcze się nie doczekaliśmy. I... Zbiorcza edycja komiksów Straczynskiego ukazywała
się w dwóch wersjach. Pierwsza z nich to klasycznej grubości tomy, w których na
czytelników czekało mniej więcej po sześć zeszytów, czyli zazwyczaj zamknięte
story arci, tudzież jakieś dodatkowe historie do nich. Druga to grube omnibusy
spod szyldu „Ultimate Collection”, które zawierają w sobie także pominięte w
tamtym wydaniu komiksy (i na których bazuje Egmont wydając polską wersję). I jedną z takich opowieści, która nie doczekała się
włączenia choćby do tomu „Civil War” (acz była w innym, ale takim ogólnym, nie spidermanowym, by być konkretnym) jest trzyczęściowa „The Road To Civil War:
Mr. Parker Goes To Washington”, która stanowi bardzo udany wstęp do kultowej
„Wojny domowej” i dodaje kontekstu losów Parkera na jej frontach.
Na koniec poprzedniej opowieści zarysowane zostały pewne fundamenty. Teraz wątki zyskują większą podbudowę, kiedy Stark buduje dla Petera nowy kostium wyposażony w zupełnie
nieznane mu wcześniej udogodnienia. Peter wypróbowuje go więc w akcji. Nie wie
jednak, że na horyzoncie wisi problem, który może doprowadzić do bunty wśród
herosów, a potem kto wie, czego jeszcze… Senat zamierza bowiem wprowadzić rejestrację superbohaterów i mieć herosów pod rządową kontrolą. Peter i Stark
przybywają na pertraktacje w tej sprawie. Boją się, że zarejestrowanie danych
bohaterów skończy się ich wyciekiem i wielką czystką dokonaną przez wrogów.
Jest jednak większy problem: bunt, jaki wybuchnie, gdy ustawa wejdzie w życie… Czy uda im się zapobiec? Co tu na nich czeka? I przede wszystkim kto i jakie intencje ma naprawdę?
„Wojna domowa” to jedno z największych i
najbardziej cenionych (a także stanowiących jeden największych komercyjnych hitów w dziejach - choć wtórny, bo takie pomysły były już wcześniej i u Moore'a, i w przygodach X-Men)
wydarzeń Marvela. Łącznie złożyło się na nie grubo ponad 80 zeszytów
zaangażowanych w ten projekt, a niemal w każdym z nich doprowadziła do wielkich
zmian: w „Kapitanie Ameryce” np. spowodowała śmierć tytułowego bohatera i próby
zastąpienia go jakimś godnym następcą, co czytaliśmy zresztą po polsku.
Oczywiście czytając te trzy zeszyty jeszcze tego
nie wiemy i nie dowiadujemy się praktycznie niczego konkretnego, ale sugestie,
które wiszą w powietrzu brzmią intrygująco. Scenariusz Straczynskiego jest tradycyjnie
ciekawy i mądry. Rysunki gorsze niż w ostatnich zeszytach psują nieco jakość
tej opowieści, ale czego się spodziewać - Ron Garney przed laty nie należał do
zbyt dobrych rysowników (i nadal nie należy, jeśli chcecie znać moje zdanie), a Tyler Kirkham bynajmniej nie był od niego lepszy.
Całość jednak to świetna, pełna akcja – choć
przewidywalna (winny tego, co spotyka Petera jest oczywisty od początku) –
rozrywka na poziomie. Politycznie zaangażowana, mocno przybliżająca zmyślony
świat do prawdziwego życia i zmierzająca w ciekawym kierunku. Nic więcej
dodawać nie trzeba.
Komentarze
Prześlij komentarz