Jakub Wędrowycz: Upiorne wczasy - Joanna Kijanka, Jan Maurycy, Hanna Kuik, Andrzej Łaski, Maciej Simiński

WAKACJE Z DUCHAMI UPIORAMI

 

Jakub Wędrowycz wraca po dwóch latach z kolejną karcianką. Trzecią już: pierwsza, sprzed lat, dawno już zapomniana i niewznawiana – a szkoda – wyszła dzięki staraniom Fabryki Słów, a ostatnio temat podchwyciło Portal Games i najpierw zaoferowało nam całkiem fajny, choć nie powiem, by do końca spełniony, „Dziki samogon”, teraz zaś, w sam raz na wakacje, serwuje nam ciąg dalszy w postaci „Upiornych wczasów” i… No właśnie, jak wypadł ciąg dalszy? Właściwie podobnie, ma swoje minusy, ma kilka bezsensownych elementów, które należałby zmienić albo po prostu wyrzucić, ale i pozwala na więcej różnorodności i łączenie z „Dzikim samogonem”, więc fajnie było wrócić i spędzić czas w towarzystwie starców alkoholików.

 

Jakub budzi się – piasek, plaża, woda, szum morza – i dochodzi do wniosku, że nie jest już w Wojsławicach. Ale co tam, można przecież skorzystać z okazji, odpocząć… No ale czy się odpocząć da, kiedy jest się Jakubem? Zaraz przyplączą się jakieś upiory, którym trzeba będzie skopać cztery litery, więc trzeba zabrać się do roboty i pokazać, kto tu rządzi! No i Wędrowycz, jak to Wędrowycz, pokazuje!

 

Z jednej strony ta gra jest niemal taka sama, jak jej poprzedniczka, z drugiej drobne zmiany wnoszą sporo nowego, choć nie zawsze dobrego, ale przynajmniej urozmaicają rozrywkę. Tu zresztą mamy tak naprawdę w zasadzie trzy gry, bo dziejące się w trzech różnych miejscach, z trzema różnymi fabułami. Pierwsza z nich to wesele u… Bardaków – wrogowie Wędrowycza próbując zmienić wodę w wino przebudzają północnicę i zaczyna się jatka. Druga przypomina nam o szczurach – kiedyś Jakub miał zatarg ze szczurami, teraz temat powraca, a król szczurów nie będzie łatwym przeciwnikiem. No i wreszcie trzecia akcja zabiera nas dopiero we właściwe atrakcje rodem z wakacji, gdzie Jakub, mając już do czynienia z różnymi stworami z wody, od utopców, po syreny, właśnie szykuje się do walki z tymi ostatnimi, no okej, z jedną, ale za to krwawą!

 


No i fakt, że jest różnorodni może cieszyć, z drugiej strony jak na wakacyjną grę, tych wakacji tak dużo tu nie ma. Ale wreszcie z trzeciej strony taka forma bliska jest książkowemu pierwowzorowi, bo to przecież zbiory opowiadań są zawsze, a tytuł i okładka odnoszą się do danego utworu – albo i nie – ale na stronach panuje różnorodność. Więc mi takie podejście pasuje, bo te gry od Kijanki (a teraz i Maurycego, który do niej dołączył) od początku chciały być bliskie książkowym klimatom, skierowane do fanów i ze smaczkami, które wskazują, że jednak robili to ludzie, którzy znają i lubią temat. No i właśnie bardziej dla fanów Wędrowycza, niż gier bez prądu jest to wszystko, ale nadal fajne bawi. Są tu minusy, bo trochę nie do końca przemyślane jest np. szafowanie żetonami życia etc., bo karty pod tym znikają, a czasem trzeba sobie odświeżyć ich opis. No i nie do końca wyszło to pojawianie się popleczników, z którymi robi się chaos, a w trakcie walki jakoś tak sama ich obecność przy tych zasadach za wiele sensu nie ma. Do tego zdecydowanie lepiej można było rozbudować możliwości łączenia tej gry z poprzedniczką, bo te są niewielkie, ot wymienienie paru kart i granie według tych samych zasad, a mi by marzyło się coś takiego, jak w „DC Deck Building”, gdzie łącznie dwóch zestawów podstawowych dawało opcję gry dobrzy przeciw złym (a tu można by Jakub z jednej rzeczywistości kontra / współpraca Jakub z drugiej chociażby)…

 


… ale nie zmienia to faktu, że ja nadal fajnie się bawiłem. Że ma to klimat, urok i humor książek, że sama rozgrywka polegająca nie na rywalizacji między graczami, a współpracy w celu pokonania wspólnego wroga (czyli w pewnym sensie rywalizacji z losem), jest dynamiczna, płynna, dość szybka (ot czterdzieści pięć minut mniej więcej na rozgrywkę) i przyjemna. Zawodu nie ma, tym bardziej, że gierkę można dorwać za niecałe pięć dyszek, jak dobrze trafimy, a jednak mamy tu ponad sto kart, żetony itp., więc to nie jakaś okrojona rzecz. Do tego bardzo ładnie to wszystko wygląda, graficznie jest świetnie, nawet jeśli ilustrator książek, Łaski, ogranicza tu swój udział do minimum, ma klimacik i w ogóle. Więc ja bawiłem się dobrze. To nie jest gra, która by mnie zachwyciła, porwała na wiele godzin i do której jakoś często bym wracał, ale jednak wiem, że, jak w jedynkę, zechce mi się czasem w nią zagrać, jeszcze się nią pobawię, a i mam nadzieję, że doczekamy się kolejnej części, tym razem lepiej dopracowanej i przemyślanej. No i może kiedyś, ktoś, gdzieś pokusi się o wznowienie tej pierwszej, prostej, acz sympatycznej jakubowej karcianki sprzed lat? Byłoby miło. 

Komentarze