Tak się jakoś dla Mandragory złożyło, że ta historia, która za wielką wodą zdobyła spore uznanie – rzucicie okiem na listę „Wizarda” 100 najlepszych komiksów w historii, gdzie znajdziecie ją wyżej, niż np. „Batman: Mroczne zwycięstwo”, „Azyl Arkham” czy „Spider-Man versus Venom” – u nas spotkała się z chłodnym przyjęciem. Ogólnie niewiele pozytywnych opinii o tym albumie słyszałem. I niestety słusznie. Można się tu bowiem czepiać wielu rzeczy: polskiej edycji, która, jak to komiksy od Mandragory, rozklejała się w trakcie czytania i która oparta została na najbardziej podstawowym wydaniu – a szkoda, że nie „Director’s Cut”, które zawierało dodatkowy zeszyt z retrospekcjami. I można się czepiać, że sama historia to porcja komiksu opartego na nośnym motywie, ale kiepsko go wykorzystującego, próbującego przy tym udawać opowieści graficzne Mike’a Mignoli. Choć od strony ilustracji akurat spoko to wygląda i ma swój charakter. Ale fakt jest taki, że to straszny przeciętniak i czy czerpie z innych twórców, czy nie, nic ciekawego nie oferuje.
Trwa druga wojna
światowa. Trzecia Rzesza chciała rządzić światem, ale nic nie idzie po jej
myśli. Im bardziej wszystko się sypie, tym bardziej szaleni naukowcy na jej
usługach starają się coś na to zaradzić. Jednym z nich jest Jürgen Steinholtz, który
ma jeden cel – stworzyć superżołnierza. Wszystko się zmienia, gdy w jego ręce
trafia Adam Weiss, żydowski telepata. I wtedy coś idzie nie tak, coś się dzieje
z samym Steinholtzem, z jego głową. nagle zaczyna widzieć i rozumieć do czego zmierza
to wszystko. Dostrzega bestialstwo tego, co zrobili naziści i prawdę o
skutkach, jakie będzie to miało i…
Uznany za zmarłego,
wrzucony do masowego grobu ze swoimi ofiarami Steinholtz spędza wieczność,
gnijąc, ale i dojrzewając do tego, kim ma się stać. Coś się w nim przebudza, a
kiedy przebudza się i on – w zupełnie nowych czasach, na jakie być może nie
jest wcale gotowy – wie już, co będzie musiał zrobić…
No i tak, najlepszy jest
tu ten pierwszy zeszyt. Rzeźnik, jego eksperymentu na ludziach, mroczny klimat
typowy dla opowieści o najczarniejszych stronach drugiej wojny światowej poplątanej
z jej paranormalnymi elementami, no to fajnie wypada. Reszta? To już słabiej, a wręcz kiepsko. Myślę, że lepiej byłoby zrobić z tego coś innego, niż swoiste
superhero z nazistami, tym bardziej po paru wybitnych komiksach podejmujących
podobny temat („JSA: Złoty wiek” chociażby), bo tak rzecz tonie w kiczu i sztampie. Kiedyś gość
w sklepie komiksowym powiedział mi, że nudne to to, jak flaki z olejem, ale to nieprawda.
Rzecz czyta się szybko, nawet lekko, jak na taki temat, tylko, że nie ma tu nic co by angażowało, ciekawiło czy poruszało. Ot nijaka, bezemocjonalna sieczka ze sceną czy dwoma (diabły), które coś tam wnoszą, ale i to szybko ginie.
A potencjał był. Szansa na mroczną dystopię i pogłębione psychologicznie postacie, ale niestety... Gdyby tak dłużej iść w te wojenne momenty, ten mrok, brud. Bo jakoś za
szybko nadchodzi nieprzekonująca przemiana, a wraz z nią cała, bardziej dynamiczna, ale pozbawiona pomysłu i siły wymowy reszta. Za to rysunki od początku do końca wrażenie robią i
to spore. Ten mignolowski look (plus design postaci jakby był to klawiszowiec Rammsteina), prostota, ale jednocześnie wyrazistość, ten
klimat, podkreślony fajnie dobranym kolorem… No wpada to w oko i nastrojowe
jest i robi robotę.
Więc tak, dla tych grafik komiks może nawet
wart poznania. Jeśli dorwiecie go za grosze, bo można na portalach aukcyjnych. Ale nie dla fabuły. Ot rzecz do przeczytania i zapomnienia. Skąd jej miejsce na liście najlepszych? Podobno są na tym świecie rzeczy, które się fizjologom nie śniły, a to jedna z nich.
Komentarze
Prześlij komentarz