Ten „Mega Marvel” miał się w ogóle nie ukazać. Poprzedni numer miał być ostatnim, a pałeczkę w wydawaniu wydań specjalnych komiksów Marvela przejąć miał nowy tytuł, „Mega Komiks”. Ale premiera filmu „Blade: Wieczny łowca” i jego nieoczekiwany sukces sprawiły, że na rynku pojawił się właśnie ten komiks. Komiks bardzo, bardzo przeciętny, słabszy od filmu, ale za to nieźle wprowadzający w jego akcję i będący ciekawą odskocznią od typowych komiksów wydawcy, oferującą sporo krwi i grozy. A ja wracam do niego po latach, raz, że z okazji ćwierćwiecza wydania, dwa, że z powodu powrotu Blade'a i jego debiutu w MCU i... No i nadal zachwytów nie ma, ale z drugiej strony nadal pozostaje z tego nienajgorsze wprowadzenie do fabuły pierwszej części kinowych przygód łowcy wampirów.
Chicago, 1926 rok. W wojnie gangów ginie Leo
Passolini. Ginie, ale powraca do życia… Oczywiście jako wampir!
Czasy obecne. Leo jest umierający po otruciu
srebrem. Jego córka przybywa do Blade’a, czarnoskórego półwampira zajmującego
się zabijaniem wampirów, chcąc, żeby zabił jej ojca. Jakie są jednak jej
prawdziwe motywy? I w co wplącze się Blade?
Jak wspominałem na wstępie, „Mega Marvel” miał się
zakończyć na numerze 19, ale dzięki kinowym przygodom czarnoskórego półwampira
ta linia wydawnicza doczekała się równo dwudziestu odsłon. Niestety było to
wówczas dzieło w duchu ich ostatnich wydań „MM”. Nie dość więc, że album jest
mało oryginalny i przewidywalny, choć czyta się go nieźle, to jeszcze wydano go
bez poszanowania dla jakości. Zły papier, złe tłumaczenie, skan jeszcze gorszy,
z zepsutym kolorem, który przez jakość druku nie trzyma się granic ilustracji...
Czyli tm-semicowy standard.
Na szczęście nie jest to jednak szczególnie zła
pozycja. Jej plusem jest klimat i więcej, niż zazwyczaj w komiksach od Marvela
krwi. Poza tym rzecz warta jest poznania i posiadania jako pierwszy samodzielny
„Blade” po polsku (wcześniej pojawił się w albumie „Mega Marvel: Świt synów
nocy”). I, jeśli jesteście fanami filmu, to dobry do niego dodatek, bo w końcu
stanowiący prolog całej historii.
Dlatego wracając do tego komiksu niemal ćwierć
wieku później, nadal jestem równie rozdarty, jak przed laty. Mam sentyment do
tego zeszytu, najcieńszego zresztą z „Mega Marveli”, ale nie mogę nie zauważyć
jego błędów. Warto wiec go poznać jako ciekawostkę, tym bardziej, że nawet
teraz, tyle lat później w dobie wydawania całej masy serii Marvela, solowe
komiksy z Blade’em na polskim rynku policzyć można na palcach jednej ręki.
Komentarze
Prześlij komentarz