Wojów trzech: Pieskie popołudnie / Zaklęcie w kozła – Bill Willingham, Alan Zelenetz, Neil Edwards, Charles Vess

 WOJÓW(NIKÓW) TRZECH

 

Nie oszukujmy się, Wojów trzech to ekipa, która nie jest jakoś szczególnie znana. W Polsce w Thorze pojawiają się czasem to tu, to tam, czasem mają większą rolę, ale sami w sobie… No nawet tych solowych przygód  tak za wiele nie mieli. Więc tom tak jakoś mnie nie ciągnął do siebie, tym bardziej, że ja jakimś wielkim fanem Gromowładnego i jego realiów nie jestem, a to przecież mocno jedno z drugim związane. Ale w końcu trafiła się okazja, sięgnąłem i okazało się, że to bardzo pozytywne zaskoczenie. I kawał niezłej opowieści, gdzie mamy mitologię, fantasy, przygody, a czasem iście szekspirowskie klimaty. A wszystko dwóch różnych opowieści, które pozostawiają po sobie całkiem dobre wrażenie.

 

Dwie historie. Trzech wojów.

W pierwszej dochodzi do rzezi. Wilk Fenris uwolnił się i dotarł do świata ludzi i trzeba się tym zająć. Wiadomo, jak wojowie i on się spotkają, nadejdzie koniec. Ale czy na pewno? W drugiej przepowiednia mówiąca o pewnym ślubie, do którego dojść musi, by nie doszło do tragedii, pchnie do działania Thora i Wojów trzech. Ale co z tego może wyniknąć? 

 

Zazwyczaj w tej serii jest tak, że dostajemy jakąś klasyczną opowieść (czyt. debiut postaci), ramotkę, którą często ciężko się czyta, a atrakcją numeru jest dłuższa historia, najczęściej bardziej współczesna albo coś totalnie kultowego. W tym tomie jest inaczej, dostajemy klasykę, ale nie debiut postaci, a ta klasyka okazuje się być fabularnie niemal równie dobra, co ta współczesna rzecz, ale jeszcze lepsza od niej graficznie. Więc wychodzi na to, że tym razem nie mamy jednej atrakcji, a w sumie samo gęste i co najlepsze w temacie można było wybrać. Coś, co pozwala Wojów trzech poznać, ale i co fanom „Thora” dostarcza dobrej, dopełniającej przygód Gromowładnego rozrywki.

 

Pierwszą historię, czyli tę nowszą (dziwny układ, żeby klasykę wcisnąć na koniec, ale tak wyszło – zresztą warto zauważyć, że i klasyki, i nowego mamy po tyle samo zeszytów, więc każdy coś dla siebie tu znajdzie) napisał Bill Willingham, czyli specjalista od konwersji mitów i baśni na współczesny grunt. To on zresztą dał nam „Baśnie”, więc wiecie, że takie klimaty umie i potrafi, a to co robi, okazuje się być fajnym pomieszaniem gatunkowym, czymś mroczniejszym, a zarazem odpowiednio lekkim. Coś na skrzyżowaniu thrillera science fantasy z elementami horroru, ale i komedii, lepiej się tego podsumować nie da. Oczywiście superhero też tu jest, jest współczesny świat, ale rządzi cała reszta. A że całkiem do rzeczy (choć nieco pospiesznie i czasem chaotycznie) jest napisana i klimatycznie zrobiona, czasem zabawna, czasem dramatyczna, z udanymi, przypominającymi prace Alana Davisa, grafikami, no fajnie się prezentuje.

 


A równie fajna jest druga opowieść. Ot taka farsa fantasy z szekspirowskim zacięciem (zresztą te wymyślone na potrzeby komiksów postaci, bo nie wzięto ich z mitologii, właśnie m.in. dziełami Szekspira były inspirowane) i mocno baśniową nutą ze sporą dawką nawiązań gatunkowych, gdzie dzieje się sporo ale więcej jest podróży jako takiej, dywagacji, wnikania w postacie i tym podobnych spraw. No ale napisał to gość, który jest specjalistą od podobnych wątków – pisywał „Thora”, „Conana” czy „Kulla” – który tu fajnie pokazał jedno wydarzenie z trzech punktów widzenia, a zilustrował mistrz Charles Vess, którego pamiętamy z „Sandmana”, „Gnata: Rose” i „Ksiąg Magii”, czyli też rzeczy mocno z fantasy i szeroko pojmowaną fantastyką związanych.

 

Efekt finalny jest całkiem fajny. A czytelnicy dostają jeden z ciekawszych pobocznych komiksów ze świata Thora. Niepozorna, ale sympatyczna rozrywka na poziomie, ładnie wydana, z dodatkami i tylko przekład kłuje w oczy, bo co chwila Wojów trzech to Wojowników trzech, i to często na jednej stronie obok siebie w zasadzie. A to tylko jeden przykład. Mimo to warto.

Komentarze