Kolejny tom „Brand New Day” – i ostatni w tej
edycji (ale i tak wydarzenie to trwało będzie jeszcze długo, po prostu kolejne
albumy tytułowane będą od najważniejszych opowieści w nich zawartych) – to kolejna
porcja różnych historii napisanych i narysowanych przez różnych twórców. Po dłuższej
przerwie do pracy nad serią wraca Dan Slott, ale nie zmienia to faktu, że jak
dotąd, jest to najsłabszy tom z „BND”. Chociaż całość ma całkiem sporo plusów.
Tradycyjnie zacznijmy jednak od pierwszej i – o dziwo
– najlepszej opowieści tomu, czyli „Peter Parker, Paparazzi!”. Peterowi nie
wiedzie się w roli Spider-Mana. Pościg za pierwszą superprzestępczynią, która
prowadzi na żywo videoblog ze swych akcji, kończy się tym, że przyczepia jej
nadajnik, a ta, spanikowana by nie stać się ofiarą Spider-Tracer Killera,
oddaje się w ręce policji. Zdjęcia z tej akcji też nie chcą się sprzedać i oto
nagle Peter dostaje propozycję zostania paparazzim za 2 mln $. Zaczyna walkę o
zdjęcie gwiazdy. Nie wie jednak, że sprawa ta doprowadzi go do walki z Paper
Doll, która może zagrozić Mary Jane…
Trzeba przyznać, że Slott powraca tu w niezłym
stylu, dodając do dotychczasowej układanki kilka nowych elementów i postaci. Sporo
akcji, humory, klasycznej kreski i podobnego koloru składa ię tu na dobry
komiks. Rysunki Martina nie są najlepsze, ale i tak obok prac Bachalo i
McNivena, wypadają najsympatyczniej w całym dotychczasowym „:Brand New Day”.
Szkoda, że potem wszystko zmienia się na gorsze.
W dwóch kolejnych zeszytach, choć fabuła wraca do
jednego z głównych tematów, nic ciekawego się nie dzieje. Peter stracił pracę w
Daily Bugle i nijak nie może znaleźć nowej. Do tego pojawia się nowy
przeciwnik, który wyzywa go na pojedynek, a także drugi Spider-Man. Jednocześnie
Parker stara się dowiedzieć kim jest Spider Tracer Killer – seryjnym morderca,
który zostawia przy ofiarach jego nadajniki…
Nuda. Średnio narysowana nuda – tak w skrócie
należałoby podsumować to, co się tu dzieje. Jedynym plusem jest tu tożsamość
drugiego Pająka i satyra na Spidera i jego przeciwników, ale to zdecydowanie za
mało. Poza tym niby co nieco wyjaśnia się w temacie Spider Tracer Killera (chociaż
jest to tyle co nic), ale ogólnie niewiele z tego wynika. Właściwie wystarczy
nam tu sama okładka, która p pokazuje wszystko, co można by rzec o tym zeszycie.
Reasumując, jeśli chcecie poznać całe „Brand New
Day” i wszystkie watki, musicie przeczytać ten tom, bo to jedna długa opowieść,
przetykana mniej istotnymi historyjkami. Ale niewiele z nich wartych jest
przeczytania. W skrócie, po prostu kolejny „Spider-Man” dla fanów, tęskniących
za klimatem lat 90. XX wieku. Z tym, że akurat w tym przypadku twórcy powielili
te ówczesne schematy, których lepiej było nie powielać.
Komentarze
Prześlij komentarz