Preferencje systemowe – Ugo Bienvenu

OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA

 

Europejskie komiksy SF mają w sobie to coś. w sumie obok kilku mang – a w świecie japońskiego komiksu, mimo wszędobylskiej fantastyki i zaoferowaniu światu kilku wybitnych dzieł z gatunku („Akira”, „The Ghost in the Shell”, „Neon Genesis Evangelion” czy mangi Tsutomu Niheiego, a już jego „Blame!” w szczególności) typowe Science Fiction wcale nie jest popularne – to właśnie serie ze starego kontynentu należą do moich ulubionych komiksowych sci-fi. A czy do tej grupki, całkiem sporej zresztą, zaliczę też „Preferencje systemowe”? Nie do końca, choć ciekawy to komiks i wart uwagi.

 

Akcja zabiera nas do roku 2055, w świcie samych mniejszości w zasadzie, gdzie ludzkość zgromadziła już tyle danych, że te uznane za zbędne – a więc dla niektórych niewygodne czy niepożądane – należy kasować. Jak inaczej bowiem zrobić miejsce na nowe debilne filmiki youtuberów i fotki instagramerek, jak nie kasując dokonania kultury, dzieła wybitne, historyczne opracowania i twórczość wielkich, czyli to, co nikogo nie interesuje. Zajmuje się tym Yves, który jednak stara się owe informacje ocalić, a do tego służy mi jego robot. Czym to się jednak może skończyć?

 

Zacznę może od minusa, który dla niektórych minusem wcale nie będzie, chociaż mi ta kwestia zgrzytała mi w paru podobnych dziełach też. Chodzi o to, co sam tłumacz wyraża na początku – niepoprawność językową w kwestii bezosobowych określeń. Określeń, które są sprzeczne z zasadami języka polskiego, acz jednocześnie są używane, choćby przez osoby niebinarne. Tłumacz wychodzi z założenia, że kiedyś może się te reguły zmienią i przekład taki traktuje w formie eksperymentu, ale przy czytaniu naprawdę to zgrzyta. Nie tak mocno, jak w przypadku „Pamiętników Mordbota”, gdzie lektura tego typu teksów było strasznie męczące i nienaturalne, ale nadal. To jednak taka rzecz na marginesie, znak naszych czasów i faktu, że większość obcych dla nas języków ma naturalne, neutralne płciowo określenia pasujące do maszyn (acz właśnie, my mamy swoiste uczłowieczenie językowe robotów, androidów etc., w odróżnieniu od wielu innych, określających je jako „rzeczy”). Acz jednak tłumacz, który w ten sposób robi eksperyment językowy, jednocześnie sam często do głównej robotycznej postaci stosuje określenia i odmiany stricte męski, przez co jeszcze mocniej się to gryzie z jego zamysłem. Ale przejdźmy do konkretów.

 


Fabularnie rzecz jest ciekawa, acz nie wszystko pykło, jak powinno. Historia niszczenia informacji by zrobić miejsce dla innych, przynajmniej pozornie, bo wszystko to jest środkiem do celu by, jak to na dobrą fantastykę przystało, opowiedzieć o rzeczach ważniejszych, ambitniejszych i istotniejszych, ma coś w sobie. Zabieg ten to w zasadzie lupa, papierek lakmusowy służący do pochylenia się nad nami, naszym światem, potencjalną przyszłością i kierunkiem naszego rozwoju. I, jak każda tego typu analiza, stanowi przestrogę przed tym, co może być, a nawet przed tym, co już jest. Przestroga fajnie opakowana w futurystyczne elementy, ale dobrze skrojona także od strony obyczajowej, życiowej, tej, w której pobrzmiewa najwięcej emocji, ale i jednocześnie najwięcej elementów bliskich każdemu czytelnikowi. I to dzięki tym ostatnim można się tu całkiem nieźle identyfikować z postaciami, nie tylko tymi ludzkimi zresztą. Niestety często okazuje się, że cała ta wizja i przesłanie są mocno powierzchowne i niezgłębione, jak powinny. A potencjał był. Mimo to jest ciekawie i przyjemnie.

 


Oczywiście rzecz nie jest jakoś mega oryginalna i to trzeba mieć na uwadze. Historii o androidach i robotach jest całe multum, to już w zasadzie oddzielny podgatunek, mający na swoim koncie wiele genialnych tworów. To, co dostajemy w „Preferencjach systemowych” sprawia wrażenie bliskiego historiom takim, jak „Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?” i im podobnych. Pochyla się nad tematem sztucznej inteligencji i tym, czym właściwie są maszyny nią obdarzone. Uzupełnia to ciekawą kwestią uczuć, ale wszystko to już w zasadzie znamy. Nie zmienia to jednak faktu, że rzecz warta jest uwagi i dobrze wykonana: także graficznie, gdzie mamy europejską, rzetelną robotę, realistyczną, podaną czystą kreską, w pewnym sensie sterylną, mechaniczną niemal, z takim iście technicznym podziałem, gdzie mamy proporcje trzech rzędów po jeden lub dwa kadry na stronie, ale wpadającą w oko i naprawdę solidnie zrobioną. Kto temat lubi, może brać śmiało. A kariera Ugo Bienvenu warta będzie śledzenia.


Recenzja opublikowana także na portalu Sztukater.

Komentarze