Hannibal: Po drugiej stronie maski – Thomas Harris

MOWA JEST SREBREM, MILCZENIE ZŁOTEM

 

Niektórych rzeczy nie powinno się opowiadać. Niektórych tajemnic nie warto jest rozwiązywać. Hannibal Lecter fascynował jako postać, której genezy i demonów wyjaśniać nie trzeba. niestety po siedmiu latach od wydania „Hannibala”, Harris postanowił – choć niekoniecznie z własnej woli – dopisać jeszcze jedną część serii i tym razem sięgnąć ku przeszłości i wyjaśnić jak to się stało, że Hannibal został kanibalem. Niestety, tak powstała bodajże najsłabsza w jego karierze książka, a na pewno najsłabsza część serii. Duży zawód, spore rozczarowanie, acz jednocześnie sama w sobie całkiem niezła, choć niewybijająca się lektura traktująca o tym, jak ciężkie czasy i tragiczne okoliczności mogą zmienić ludzi w bestie.

 

Lectera poznajemy, kiedy ma 8 lat, w roku 1941, na Litwie. Ucieczka przed wojenną zawieruchą staje się też wyprawą, która odmieni przyszłego mordercę. Ale jakie wydarzenia konkretnie miały na niego taki, a nie inny wpływ?

 

Więc to było tak. W roku 2002 w kinach pojawił się film „Czerwony smok”, ponowna adaptacja powieści pod tym samym tytułem, tyle, że tym razem w końcu z Hopkinsem w roli Lectera. Film się sprzedał, zarabiając przy budżecie 78 milionów niemal 210 milionów dolarów i wiadomym było, że nikt kury znoszącej złote jajka tak łatwo nie zarżnie. Padła sugestia, że powinien powstać film o młodości Lectera, producent, Dino De Laurentiis, można rzec, że do pomysłu się zapalił i… Problem był taki, że Harris, autor, który chyba nigdy nie robił nic na siłę, bo przez trwającą wówczas blisko trzydzieści lat karierę pisarską napisał tylko cztery powieści, nie zamierzał pisać żadnego prequela. Niestety dla niego, prawa do filmowej postaci Lectera miał Dino właśnie, a ten nie zamierzał tracić okazji i był gotów zrobić nowy film nawet bez udziału Harrisa. Harris zaś, bojąc się, jak ktoś inny może poprowadzić opowieść i zniszczyć jego dzieło, niechętnie napisał powieść „Hannibal: Po drugiej stronie maski” (w sumie film powstawał w podobnym co ona czasie na jej podstawie, bo do kin trafił dwa miesiące po premierze książki). Niestety, zarówno powieść, jak i jej adaptacja, nie są niczym szczególnym.

 

Mowa jest srebrem, milczenie złotem. Każdy zna to powiedzenie, ale w tym wypadku pasuje ono idealnie. Mowa, czy może raczej pisarstwo, wyjaśnia nam tu wszystko, odzierając Lectera z tajemnicy i niedomówień i robi to całkiem nieźle. Ale to milczenie było dla tej postaci najważniejsze. To, że coś tam wiedzieliśmy, ale mogliśmy jedynie domyślać się co tak naprawdę wpłynęło na Lectera, co go zmieniło i dlaczego. Był postacią fascynującą, bo tak, jak on rozgryzał np. Starling czy Zębową Wróżkę, tak my musieliśmy się pochylić i porozgryzać jego nieco. Tego tajemniczego Lectera, kanibala z klasą, inteligentnego i dystyngowanego mordercy nikt nam nie odbierze, on nadal tam jest, ale „Po drugiej stronie maski” sprawia, że staje się prostszy, płytszy i zlewa się z tłumem. Kiedyś się wyróżniał, tu mu to odebrano. Jego historia jest prosta, ale… Właśnie, Harris opowiada ją w powieści dość krótkiej w zasadzie, a jednak zbyt długiej, jak na to wszystko rozciąga to, co niepotrzebne, a młody Hannibal jakoś nie ciekawi. Może to ja za bardzo nie trawię wojennych i około wojennych klimatów, ale cała ta opowieść nie trafiła do mnie.

 

Ogólnie jednak nie jest to zła historia. Dobrze napisana, starająca się iść w psychologię i potrafiąca czasem zbudować klimat i napięcie. Jednak cała ta estetyka i otoczaka to nie dla mnie, a wyjaśnianie genezy Lectera to po prostu strzał w kolano. Może gdyby to jeszcze zrobić w sposób bardziej skupiony na jego psychice, niż wydarzeniach, a jeszcze lepiej, jakby pociągnąć opowieść dalej i nie ograniczyć się tylko do wczesnych lat, ale pokazać jego karierę psychiatry, ale niestety wyszło, jak wyszło. Szkoda. Kiedyś, w „Milczeniu owiec”, Clarice chciała, żeby owieczki zamilkły. Tu zaś zamilknąć powinien Harris, olać temat, niech filmowcy robią, co chcą, będzie na nich, nie na niego. A jednak napisał powieść, zepsuł część legendy i rozmienił legendę na drobne. Ale zawsze mogło być gorzej i tym się pocieszam.

Komentarze