NOWE
IDZIE
No i finał. Nie całej tej sagi, bo historii ze
świata Achai jest w chorobę i jeszcze trochę (pięć tomów „Pomnika Cesarzowej
Achai”, a tu autorowi zdarzało się dobić niemal do tysiąca stron w finałowej
części, do tego zbliżający się do dziesięciu już tomów „Virion”), ale głównego
cyklu. Choć w zasadzie „Achaia” to jak dla mnie jedna gruba powieść rozbita na
trzy tomy i tyle. A ten trzeci, najcieńszy z nich wszystkich, to właściwie nic
innego, jak jedna wielka walka. Kto najbardziej lubił to, co w serii militarne,
będzie zadowolony, tych, dla których to było zawsze najmniej istotne rzecz może
nieco rozczarować, bo pozostałe wątki są często traktowane dość po macoszemu.
Nie zmienia to jednak faktu, że finałowy tom trzyma poziom i dostarcza niezłej rozrywki
podanej w sposób lekki, prosty i przyjemny.
Wielki plan Biafry by uprzedzić wroga i zaatakować
go, a potem prowadzić walki na jego ziemi, zostaje wcielony w życie. Zaczyna
się walka o podbicie Luan i być albo nie być Arkach i wszystkich, którzy dla
Achai są ważni. Luan ma przeważające, potężne siły wojskowe, Biafra i Achaia
spryt, taktykę i nowoczesną broń, która może przeważyć losy walk – a na pewno
zmieni świat. i właśnie u progu zmiany wszystkiego, wkroczenia w nowe czasy,
dzieją się te wydarzenia, wiodące od jednej bitwy do drugiej, aż do…
Ten tom to nic innego, jak czterysta stron wojny i
tak należy do niego podchodzić. Są rozwijane wątki poboczne, jak Mereditha, ale
pozostawiają niedosyt, Ziemiański skupia się na bitwach, strategiach, polityce.
A najmocniej w warstwie słownej skupia się na podkreślaniu, jak to kończy się
znany świat, a zaczyna nowy – kończy antyk, nadchodzą nowe czasy. I czasem z
tym podkreślaniem tego przegina, bo potrafi na jednej stronie wspomnieć o tym kilka
razy i trochę by się to przydało stonować. Ale co tam, i tak dobrze jest.
Jak nie lubię opowieści wojennych, militarnych
etc., tak ta mi weszła przyjemnie, bez nudy. Trochę wolniej, niż poprzednie
tomy, chociaż to najcieńsza część serii – bo więcej tu opisów, niż dialogów, a
i sama akcja jest mocno hermetyczna, ale jednocześnie były tu momenty naprawdę
bardzo dobre. Szczególnie fajnie wszedł mi finał, po bitwie, gdzie trupów sporo,
gdzie trochę emocji i nieco innej, ale dobrej akcji. I właśnie akcją to
wszystko stoi, jeszcze bardziej rozrywkowa jest, mniej rozkmin, mniej
dywagacji, ale też i bardzo dobrze ukazane / obnażone są tu władza, wojsko,
patriotyzm, wiara w naród i ogólnie wartości, jakie rzekomo stoją za konfliktami,
działaniami i politykami. I to do mnie trafia, niby rzecz oczywista, niby każdy
powinien wiedzieć doskonale, ale fajnie, że jednak Ziemiański dał wybrzmieć i
temu.
Fajne jest też połączenie realiów jednak fantasy – bo magia, bo przemiany, bo dziwne byty – nie tylko z pasującą tam przygodówką i militarnymi klimatami, ale i pójściem w nowoczesne. Niby konflikt, gdzie wciąż rycerze, jazda konna, gdzie dziryty, łuki, kusze etc., a jednocześnie są armaty, jest broń palna i sporo nowoczesnych elementów pozwalających przetrwać większej ilości żołnierzy. W skrócie, mamy epickie, dobre zwieńczenie opowieści. domknięcie starego, otwarcie na nowe w postaci „Pomnika Cesarzowej Achai” i po prostu udana książka. Tylko rozrywka, wiadomo, ale mało takiej rozrywki jest w rodzimej literaturze, a Ziemiański potrafi pisać, nawet jeśli bywa specyficzny i wulgarny. No i jeszcze zostawił parę niedopowiedzeń, wątków rozgrzebanych, więc chce się sięgnąć po ciąg dalszy.
Komentarze
Prześlij komentarz