Homo Bimbrownikus (audiobook) – Andrzej Pilipiuk (czyta: Grzegorz Pawlak)

 JAKUB W WARSZAWIE

 

Kolejny „Wędrowycz” w wersji audio, który lepiej wszedł mi w takiej, jak ta formie. Znów dlatego, że kiedy czytałem książkę, to właściwie na raz, wiecie, dzień, dwa, trzy i po sprawie. Gruba nie jest, wchodzi szybko, bo Pilipiuk pisze lekko, a czcionka do mikroskopijnych nie należy. I trochę było to przeładowane, trochę przekombinowane z tą akcją. A tu ja, jak zawsze, po kawałku, po fragmencie i dzięki temu było jakoś tak lepiej. Znów, jak w przypadku poprzedniego tomu, ta główna historia weszła mi trochę, jak serial opowiadający jedną, długą fabułę. I znów powiem też, że to taka rzecz na wakacje, gdzie fantastyka, gdzie przygoda, gdzie akcja, podróże, zagrożenia i… No i ten nieszczęsny, zepsuty finał.

 

Główny i zarazem tytułowy tekst zabiera nas na niebezpieczną wyprawę w celu… ratowania młodego mieszkańca Dębinki. Dębinkę schrystianizowano, Jakub dopomógł inkwizycji, ale szaman Yodde uciekł. A teraz chce wykorzystać swojego krewnego w rytuale sprowadzenia na świat Mywu – bóstwa niedźwiedzia. Poprzednia próba, która się nie udała, sprowadziła na świat koszmar drugiej wojny światowej. Ta, jeśli się powiedzie, doprowadzi do apokalipsy. Jakub i Semen mają uratować chłopaka, w tym celu ruszają do Warszawy, gdzie ten został zwabiony przez krewnego. I mieszają się w wielkie wydarzenia, w które wplątane są różne frakcje, od pogan zaczynając, przez policyjno-kościelne siły, na chrześcijańskich wikingach na motorach skończywszy!

Do tego Jakub będzie musiał zmierzyć się z chętnymi pozbawić go życia wrogami – być może w swojej ostatniej misji. A jakby tego było mało, przemysł filmowy znów będzie szukał u niego pomocy! A to przecież nie koniec!

 

O tym, jakie są powieści Pilipiuka, wypowiadałem się nie raz i nie dwa. Wolę go w krótkiej formie, chociaż w ostatnich latach też nie za krótkiej, bo ta zmienia się w dowcip albo skecz, a ja jednak kiedy sięgam po książkę, wolę, żeby to jednak była jakaś większa treść, coś literackiego, coś… Sami wiecie. Żart czy skecz są świetne wtedy, kiedy są zarazem przewrotne, i satyryczne, a tego u Pilipiuka jest jak na lekarstwo. Dobrze, że czasem jest, ale to przede wszystkim literatura rozrywkowa i taka ma być. No i jest. W dłuższej formie to mamy, nawet jeśli bywa przeładowana pomysłami i pewnymi powtórkami tych samych idei. Jest tu akcja, jest przygoda, sporo się dzieje, a wiadomo, skoro mamy powieść – bo inaczej się tego określić nie da – to jest to dla serii coś wyjątkowego i Jakub nie kombinuje na miejscu, a rusza w pościg, który zaprowadzi go do Warszawy. I on tę stolicę darzy sympatią podobną do mojej – z tym, że ja miasta z syrenką nie cierpię dalece bardziej, niż on.

 

Wracając jednak do treści, są tu naprawdę udane momenty, całość ma też niezły klimat i potrafi poprawić humor. Nie wymaga nic od czytelnika, jest szybka i prosta w odbiorze. A przy okazji mam sentyment do tego tomu. A właściwie nie tomu tylko zawartej w nim historii „Ochwat” – mojego pierwszego spotkania z Wędrowyczem, którego rozbawiło mnie lata temu w „Magazynie fantastycznym” i zachęciło do sięgnięcia po inne historie. Ale powieść też daje radę, czyta się ją lepiej niż poprzednią, chociaż właściwie cała jej akcja ograniczona jest do nieustannego kopiowania schematu „schwytali ich, więc muszą się wyrwać i znów dać schwytać: tym samym, albo innym).

 

A w wersji audio to wszystko tak fajnie ożywa za sprawą Pawlaka, że już w ogóle jakoś miło wchodzi. Ten gość potrafi mnie rozbroić, jak i potrafi przykuć uwagę, chociaż ja z audiobookami mam tak, że się wyłączam, zajęty innymi rzeczami, a nie skupianiem się na słuchaniu. I, powiem szczerze, chciałbym, żeby kiedyś zrobiono z Jakuba – właśnie z takiej dłuższej formy, jak ta – jakieś słuchowisko z prawdziwego zdarzenia, z muzyką, efektami dźwiękowymi i zespołem lektorów. Co prawda Pawlak wystarcza za połowę obsady (połowę, bo żeńskie role powierzyłbym jednak komuś innemu), ale gdyby tak jeszcze bardziej to rozwinąć, rozbudować i podkręcić… No fajnie by było. Ale i tak, jak na audiobook czytany przez jedną tylko osobę, jest naprawdę świetnie.

Komentarze